Od 30 lat uczestniczę we wszystkich konserwatywnych demonstracjach. Wybrałem się więc na Marsz dla Życia i Rodziny. Kiedy podchodziłem do kolumny Zygmunta na warszawskim starym mieście, by dołączyć się do wchodzącego na plac Zamkowy Marszu nagle podbiegła do mnie jakaś niska brunetka i oświadczyła mi, że jestem wykluczony z marszu. Co ważne, tabliczkę z hasłem miałem w torbie i nawet nie wszedłem pomiędzy uczestników marszu. Pani chodziło więc nie o moje hasło tylko o to, że jestem tym Janem Bodakowskim.

By udokumentować jej stwierdzenie o wykluczaniu mojej osoby, wyjęłam z kieszeni telefon (służący mi jako aparat fotograficzny i kamera wideo). Pani nie chciała mi powiedzieć, kim jest, okazać legitymacje organizatora i podać przyczyn wykluczenia (do czego zobowiązuje ją ustawa o zgromadzeniach). Co bardziej szokujące wyrwała mi z ręki telefon i nie chciała mi go oddać. Pani swoim działaniem chciała mi uniemożliwić nagranie jej wypowiedzi (do czego nie miała absolutnie prawa). Na szczęście udało mi się odzyskać telefon.

Szybko pojawiła się policja i zostałem spisany. Policjami zapewnili mnie, że osobą, z którą miałem styczność była organizatorka zgromadzenia. Kiedy byłem spisywany, wyjęłam z torby tabliczki z hasłami, by policjami mogli je sfotografować i przekonać się, że nie mam żadnych zakazanych kontrowersyjnych haseł ani symboli (dzięki temu nikt nie będzie mógł twierdzić, że na tablicach było coś innego)

Zapytałem policjantów, czy mogę stanąć z tablicami poza zgromadzaniem. Policjami mi na to pozwolili, stwierdzając, że nie złamie takim staniem poza zgromadzeniem przepisów prawa. Więc symbolicznie kilka minut postałem, trzymając w ręku tablice z hasłami: „tak dla Kościoła katolickiego”, „karać antykatolików tak jak antysemitów”, „sex ''edukacja'' szerzy lewicowe kłamstwa”, „gender to neo łysenkizm”.

W wyniku wykluczenia ze zgromadzenia nie mogłem zrobić fotorelacji z Marszu Świętości Życia. Policjami poinformowali mnie, że w razie, gdybym podszedł do marszu, zostanę zatrzymany i przewieziony na komendę – wykonywałem polecenia policjantów, bo nie widzę absolutnie potrzeby ponoszenia konsekwencji polemiki z funkcjonariuszami.

Po marszu przejściu marszu okazało się, że podobnie potraktowani zostali sympatycy Konfederacji zbierający podpisy na placu Zamkowym. Zostali również spisani przez policje. Polecono im oddalić się od zgromadzenia. Policjami poinformowali sympatyków Konfederacji (gównie działaczy Ruchu Narodowego od lat angażujących się w obronę wartości konserwatywnych), że ich usunięcia domagali się organizatorzy zgromadzenia. Co ciekawe, według przepędzonych narodowców, sympatycy Kukiza mogli bez problemu zbierać podpisy wśród uczestników marszu.

Nie będę ukrywał, że byłem poruszony tym, jak agresywnie zostałem potraktowany. Robiłem setki fotorelacji z równych manifestacji. Kilkukrotnie z lewicowych manifestacji przepędzała mnie Antifa, raz feministki, a raz geje. Jednak nie przypominam sobie takiej sytuacji, jaka miała miejsce na demonstracji zdawałoby się zbieżnej z moimi poglądami

Gdyby organizatorka Marszu Świętości Życia kulturalnie poprosiła mnie o opuszczenie zgromadzenia, nie wyrywając mi z reki telefonu, nie byłoby problemu. Nie mam przyjemności w byciu tam, gdzie mnie nie chcą. Wracając do domu, postanowiłem sprawdzić, co pisałem o poprzednich Marszach Świętości Życia. Jak wynika z mojej lustracji, zachowanie organizatorki mogło wynikać z tego, że byłem zbyt szczery w relacjach z marszy, które odbyły się w poprzednich latach.

Zapewne organizatorom marszu mogły się niespodobań moje obserwacje z ubiegłego roku. W relacji z marszu z 2018 roku pisałem, że „zgodnie z zamierzeniem organizatorów Marsz był radosnym kolorowym wyrazem poparciem dla życia. Nie będę ukrywał, że w sytuacji, gdy legalnie zabija się w Polsce ponad tysiąc dzieci, a w nielegalnych aborcjach mordowane jest kilkanaście tysięcy kolejnych, w sytuacji, gdy tysiące osób plugawi ulice polskich miast domagając się ułatwienia w mordowaniu nienarodzonych dzieci, w sytuacji, gdy organizacji mieniące się obrońcami praw człowieka domagają się legalizacji mordowania nienarodzonych dzieci, w sytuacji, gdy na demonstracje przeciwko aborcji przychodzi po kilkanaście osób, nie jest mi do śmiechu, i manifestowanie radości jest moim zdaniem niesmaczne oraz infantylne”.

W swojej relacji z 2018 opisałem też, jak „po skończonym Marszu podszedł do mnie młody pryszczaty, któremu ropa wylewała się z krost, i sugerował mi, bym nie przychodził na demonstracje antyaborcyjne z kontrowersyjnymi plakatami. Kontrowersyjność moich plakatów polega zapewne na tym, że głoszą one „dziś aborcja, jutro Auschwitz” lub „prawa człowieka od poczęcia”. Odpowiedziałem pryszczatemu, że ani myślę ulegać jakieś chorej politycznej poprawności, i przestać nazywać zła złem. Zachowanie pryszczatego to nic nowego, wielokrotnie byłem świadkiem, gdy w imię politycznej poprawności wyrzucano z demonstracji antyaborcyjnych narodowców, albo zakazywano eksponowania plakatów ze szczątkami płodów. Najpierw kontrowersyjni byli narodowcy, potem szczątki płodów, a dziś dla pryszczatego kontrowersyjne są hasła ukazujące związek między aborcją a nazizmem (pozbawione jakichkolwiek zdjęć czy rysunków). I nie będzie to koniec. Pewnie za jakiś czas na demonstracjach zwolenników życia zakazane będzie krytykowanie aborcji, bo może sprawić to przykrość feministkom”.

Pewnie organizatorom marszu nie spodobała się też moja relacja z marszu w 2017 roku, w której napisałem, że „organizatorzy Marszu Świętości Życia nie życzyli sobie obecności na nim Fundacji Pro, od wielu lat znanej z organizowania pikiet antyaborcyjnych. Fundacja Pro była przed wyborami doceniana, gdy krytykowała PO za obronę aborcji w Polsce, kiedy zaczęła krytykować PiS postępujący tak samo w kwestii aborcji, jak PO okazało się, że jest zbyt kontrowersyjna i podejrzana. Można odnieść wrażenie, że dla niektórych obrońców życia lojalność wobec PiS jest ważniejsza od przywiązania do walki z aborcją”.

W internecie relacjonowałem też marsze z 2016, 2014, 2012, 2011, 2010. Nie da się ukryć, że organizatorom mogło się nie spodobać to, że nie ukrywałem obecności na tych marszach młodych ludzi o poglądach narodowych i prawicowych (dla których nie ma miejsca w Polsce według establishmentu), oraz miałem krytyczny stosunek do baletów trykotach ze wstążkami podczas demonstracji w obronie rodziny.

 

Jan Bodakowski