10 stycznia 2015 roku wystartowała, zainicjowana przez proaborcyjną Federę, internetowa petycja skierowana do Ministra Zdrowia. W petycji tej przedstawiono apel o sprzedaż środków wczesnoporonnych bez recepty.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie narzędzie wykorzystane do stworzenia petycji. Otóż umieszczono ją na portalu, który nie wymaga potwierdzania e-maili. A właściwie nie tylko nie wymaga, co nawet nie umożliwia ich potwierdzenia.

Co to znaczy w praktyce? To, że 10 tysięcy podpisów mogły "naprodukować" na przykład 3 osoby - nawet ręcznie, wpisując za każdym razem losowe dane i losowy e-mail. System dolicza do puli każdy podpis - niezależnie czy podpisujący pragnął nazwać się "To Kłamstwo" czy "Ta Petycja To Kłamstwo", można również wybrać dowolny kraj, podpisując się np. jako obywatel Antiguy i Barbudy.

Inicjatywa jest tym bardziej niewiarygodna, że środowiska proaborcyjne już raz zostały przyłapane na manipulowaniu podpisami - nawet w sytuacji gdy wymagało to potwierdzania adresów e-mail. Warto przytoczyć fragmenty rozmowy z aborcyjnego forum: "dziewczyny, system petycji nie rozpoznaje IP, możecie dodawac swoje głosy na inne adresy email fikcyjne; do dzieła :D" I odpowiedzi: "to ruszamy", "jutro w pracy naprodukuje maili" (sprawa szerzej opisana była tutaj)

Czy w obliczu opisanych powyżej oszustw, trzeba dalej objaśniać jakie możliwości manipulacji wystąpiły tym razem? Podpisy na powyższej petycji mogły zostad sfałszowane w sposób zabawnie prosty: wystarczyło podpisywać się wielokrotnie. Złożenie jednego podpisu to kilka sekund - dla wygenerowania 10 tysięcy podpisów w trzy dni, w tak absurdalnych warunkach, trzy osoby to aż nadto.

Adam Kulpiński/Stopaborcji.pl