W Gorzowie Wielkopolskim odbędzie się tzw. marsz równości. Homopropagandyści będą maszerować ulicami miasta i siać zgorszenie, najpewniej dopuszczając się też wulgarnych profanacji. A wszystko za sprawą sądu, który uchylił zgodną z prawem decyzję gorzowskiego prezydenta.

Homolobby chciało zorganizować swój szkaradny marsz w Gorzowie Wielkopolskim. Jednak wcześniej zgłoszono już na ten sam dzień i godzinę inną manifestację. To właśnie ona została zaakceptowana przez gorzowski magistrat - bo była pierwsza.

Homopropagandziści uznali jednak, że to dyskryminacja; ich zdaniem to przecież oni mają "prawo" do manifestowania, a nie kto inny. Zgłosili sprawę do sądu, otrzymali poparcie Adama Bodnara, rzecznika praw rzekomo obywatelskich.

Sąd uznał, że w Gorzowie nie przeprowadzono właściwej analizy ryzyka odbycia się dwóch marszów i uchylił decyzję prezydenta, dopuszczając, by odbyły się obie manifestacje.

"Decyzja prezydenta miasta została uchylona. W ocenie sądu naczelną wartością jest swoboda zgromadzeń. Nie powinna być ona w żaden sposób ograniczana, chyba że istnieje zagrożenie dla porządku publicznego. W ocenie sądu prezydent nie dokonał szczegółowej analizy zagrożeń. Wszystkie manifestacje mogłyby się odbyć jednocześnie przy odpowiednim zabezpieczeniu służb. Kolejność zgłoszeń nie powinna mieć znaczenia" - powiedział w rozmowie z TVN24 rzecznik sądu.

"Argument wolności zgromadzeń i manifestowania swoich poglądów, który jest zapisany w konstytucji, ma znaczenie prawne w sytuacji, w której rzecz dotyczy tzw. marszu równości, gdy wiemy, jak ten marsz w wielu już miejscach Polski, robiony przez tych samych organizatorów, wyglądał. Możemy mieć niemalże pewność, że na tym marszu dojdzie do złamania prawa, naruszania polskiego porządku konstytucyjnego i obrazy tzw. moralności publicznej – będą miały miejsce wulgarne sceny, które są prawem zakazane" - skomentowała rzecz Magdalena Korzekwa-Kaliszuk, działaczka pro-life.

bsw/radiomaryja.pl