Holenderski lekarz-zboczeniec przez lata zapładniał swoje pacjentki własnym nasieniem, wykorzystując procedurę in vitro. Zgodnie z zasadami eugeniki i genderyzmu uznał: jestem piękny i mądry, więc muszę rozpładniać.

Lekarz z kliniki w pobliżu Rotterdamu, Jan Karbaat, prawdopodobnie nie używał do zapładniania pacjentek nasienia dawców, ale własnego. Media sugerują, że w ten sposób zapłodnił nawet 60 kobiet.

Karbaat w latach 80. i 90. prowadził największy bank spermy w Holandii. Nazywał się pionierem w dziedzinie zapładniania. I to całkiem dosłownie, bo krótko przed śmiercią - a zmarł miesiąc temu mając 89 lat - przyznał się, że spłodził 60 dzieci, zapładniając swoim nasieniem własne pacjentki.

"Mówił, że jest zdrowy i inteligentny, więc powinien dzielić się swoimi genami ze światem. Uważał, że to wielkoduszne. Nie miał pojęcia, czym jest etyka" - opowiada 36-letnia Moniek Wassenaar, która prawdopodobnie jest biologiczną córką zmarłego Karbaata.
Teraz 23 rodziny chcą walczyć o ujawnienie prawdy w sądzie, chcąc zbadać DNA. Jednak Karbaat w testamencie zastrzegł, że nie zgadza się na pobieranie materiału biologicznego ze swoich zwłok w celu badania DNA.

Jak mówi Esther Heij, kobieta prawdopodobnie zapłodniona przez Karbaata, jej syn jest wściekły na zmarłego lekarza. Nie może dowiedzieć się, kto jest jego ojcem, bo lekarz zabrał swoją tajemnicę do grobu.

A teraz do kiosku po 'Wyborczą' czytać, jak wspaniała jest procedura 'in vitro'...

mod