Grzegorz Strzemecki

Ogłoszona przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego Warszawska Deklaracja LGTB+ zapowiada, że jednym z celów Urzędu m.st. Warszawy będzie wprowadzenie w stołecznych szkołach edukacji seksualnej zgodnej ze standardami WHO. W odpowiedzi na to małopolska kurator oświaty w swoim tweecie zapytała retorycznie, czy prezydent Trzaskowski poinformował warszawiaków, że wiąże się to m.in. z propagowaniem pedofilii.

Prawda jako czerwona płachta na LGBTQ

Brutalna prawda o LGBTQ i standardach edukacji seksualnej WHO jest dla lewicy i LGBTQ jak czerwona płachta dla byka. Dlatego na panią kurator Barbarę Nowak wylała się niewiarygodna fala hejtu i pogróżek ze strony specjalistów od "walki z mową nienawiści". Wszystko to ma zastraszyć nie tylko samą zainteresowaną, ale również rządzących i skłonić ich, by w obawie przed faktycznym czy wyimaginowanym spadkiem słupków zwolnili niepokorną obrończynię dzieci i młodzieży.

Co ma do powiedzenia sama pani kurator można usłyszeć i zobaczyć w wywiadzie, którego udzieliła dwóm dziennikarkom TVN:

https://www.youtube.com/watch?v=jpYcXn0rU_w

oraz w oświadczeniu:

https://www.youtube.com/watch?v=WcqUOydPj0I .

Po obejrzeniu całości wywiadu, który jest dostępny jedynie dlatego, że nagrało go i udostępniło samo Małopolskie Kuratorium Oświaty, warto zobaczyć co z niego zostało w telewizji TVN, kształtującej przekaz tak, by ze słów pani kurator zostały szczątki w żaden sposób nie oddające jej argumentacji:

https://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/kurator-barbara-nowak-ma-obiekcje-co-do-tolerowania-lgbt,911758.html

Pełny materiał ("surówka" wywiadu) pokazuje dlaczego TVN nie chce pokazać jego całości, tak jak "nie może odnaleźć" "surówki" słynnych "urodzin Hitlera". Całość ta pokazuje bowiem oprócz rzeczowej, popartej dowodami argumentacji, niezwykle opanowaną, kulturalną postawę pani kurator niezłomnie stającej na straży bezpieczeństwa dzieci.

Tę widoczną w nagraniu postawę pani Nowak potwierdzają przedstawiciele działającej w całej Polsce koalicji organizacji rodzicielskich. Ich zdaniem małopolska kurator jest w skali kraju najbardziej skuteczna jeżeli chodzi o ochronę dzieci i młodzieży przed nachalnie wpychającymi się do szkół niszczącymi psychikę i demoralizującymi młodych ludzi pseudoedukatorami - emisariuszami obłąkanej, agresywnej i deprawującej seksedukacji i homoideologii wypracowanej przez marksistów i neo-marksistów jako alternatywa dla niedostatecznie rewolucyjnego marksizmu sowieckiego.

Po upadku ZSRS wypracowana przez Heberta Marcusego koncepcja rewolucji przeprowadzanej w oparciu o agresywne nietolerancyjne mniejszości (patrz esej Tolerancja represywna, np. TUTAJ) zaczęła być pełną parą i z pełną skutecznością realizowana za pomocą mniejszości seksualnych. USA wygrało zimną wojnę z marksizmem sowieckim, ale całkowicie przegrało wojnę z przeżerającym jego uniwersytety i elity neomarksizmem posiłkującym się LGBTQ.

Nagonka na Barbarę Nowak to część procesu realizacji analogicznej rewolucji w Polsce. W wypowiedziach "dziennikarek" TVN słychać wyraźnie, że mają jasny i oczywisty cel: doprowadzenie do jej dymisji, żeby usunąć przeszkodę uniemożliwiającą wprowadzanie wirusa destrukcyjnej indoktrynacji do szkół.

Publiczne wypowiedzi przedstawicieli obozu rządzącego i niektóre działania MEN (jak zakaz wypowiedzi w mediach dla Barbary Nowak) dają powody do niepokoju, że LGBTQ mogą uzyskać to co chcą.

Czy dobra zmiana nas broni?

Dopiero po tygodniu od ogłoszenia karty, pod naciskiem opinii publicznej i mediów obozu niepodległościowego, minister edukacji Anna Zalewska stwierdziła, że w szkołach nie ma miejsca na przedsięwzięcia w rodzaju obserwatorów LGBT+ ("latarników"), zapowiedziane w deklaracji LGBT+ Trzaskowskiego, bo formuła ta nie występuje w prawie oświatowym i koliduje zasadniczo z podstawami programowymi. Takie oświadczenie należy oczywiście uznać za fakt pozytywny, ale dobrze ilustruje ono asekuracyjną politykę zarówno samego MEN, jak i całego obozu rządzącego w tych zasadniczych kwestiach.

Polityka ta sprowadza się do całkowitego braku koncepcji (i być może chęci), odpowiedzi na agresywny atak neomarksistowskiej antykultury, zarówno w sferze edukacji, jak i w szerszym, całościowym kontekście walki kultury i nauki z anty-kulturą i anty-nauką szerzącymi anty-prawdy i anty-wartości. Brak koncepcji przekłada się na brak jakichkolwiek rządowych inicjatyw służących obronie wartości, a jedynie sporadyczne działania reaktywne - i to w odpowiedzi na naciski z zewnątrz. Nie mówię tu o wartościach patriotycznych, bo o te rząd faktycznie dba.

Kroki w obronie szkół przed neomarksistowską indoktrynacją i promocją LGBTQ podejmowane są jedynie w odpowiedzi na naciski ze strony środowisk rodzicielskich albo konserwatywnych mediów. Upowszechnienie wiedzy o rzeczywistych celach polityki i edukacji antydyskryminacyjnej i naciski w tej sprawie doprowadziły do wykreślenia tzw. działań antydyskryminacyjnych" z rozporządzenia MEN ws wymagań wobec szkół z 21.08.2015r. Krytyczne głosy w sprawie "Tęczowego piątku" skłoniły MEN do zajęcia stanowiska w tej sprawie. Można zatem powiedzieć, że dobra zmiana nas broni jak się ją pogoni. Tym razem jest podobnie.

Standardy WHO w każdej warszawskiej szkole (a przedszkola i żłobki?)

"Udało nam się uzyskać stanowisko minister edukacji w sprawie warszawskiej karty LGBT+" - pisze portal wpolityce.pl. Chwała Bogu, że im się udało, bo dzięki temu wiemy, że zdaniem pani minister "latarników LGBTQ" nie ma w podstawie programowej. Wiedzieliśmy to wprawdzie wcześniej sami, ale nie wiedzieliśmy czy wie to pani minister, bo siedziała cichutko, kiedy pan prezydent Trzaskowski głośno i z przytupem mówił o deklaracji LGBTQ, grubo przekraczając swoje kompetencje i wkraczając w kompetencje MEN - jak przystało na "obrońcę" "praworządności" "Konstytucji" i iluś tam totalnoopozycyjnych "świętości".

W przytaczanej w mediach wypowiedzi pani minister zapwewnia, że "Mamy już w szkołach edukację seksualną, dostosowaną do wieku dzieci". Jaki jest jednak stosunek pani minister do planu prezydenta Trzaskowskiego by w warszawskich szkołach obowiązywały Standardy edukacji seksualnej w Europie opracowane przez Biuro Regionalne WHO dla Europy oraz niemieckie Biuro Edukacji Zdrowotnej BZgA? Ich autorzy zapewniają, że są dostosowane do wieku dzieci i przedstawiają Matrycę etapów edukacji seksualnej starannie rozpisanej na grupy wiekowe.

Żeby wszyscy mieli świadomość o czym mowa, przypomnijmy zalecenia z owej Matrycy:

(całość Standardów jest dostępna TUTAJ; Matryca znajduje się na końcu dokumentu)

W wieku 0-4 lat: przekaż informacje na temat: radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja w okresie wczesnego dzieciństwa.

Zdaniem promotorów Standardów to oczywiście tylko chłodna, rzeczowa informacja, można powiedzieć - referat naukowy, w sam raz dla 1-, 2-, 3- i 4-letnich maluchów. Żadnej, broń Boże zachęty czy instrukcji. Nikt przecież nie musi zadawać sobie pytania: które dziecko nie zechce spróbować czegoś, o czym powiedziano mu, że dostarcza radości i przyjemności?

Nauka masturbacji, przepraszam "o masturbacji", rozpoczęta przed 4 rokiem życia ma być kontynuowana dla grup wiekowych 4-6, 6-9 i 9-12 lat. Ale to tylko wstęp, bo równolegle, od 6 roku życia dzieci mają przygotowywać się do bardziej zaawansowanych form seksualnego zaspokajania.

W wieku 6-9 lat: pomóż dziecku rozwijać: zrozumienie pojęcia "akceptowalne współżycie/seks" (odbywany za zgodą obu osób, dobrowolny, równy, stosowny do wieku i kontekstu, zapewniający szacunek dla samego siebie).

Jak sześciolatki poradziłyby sobie bez takiej wiedzy w warszawskich szkołach czy przedszkolach? Dopiero czytając Standardy przekonujemy się, jak wiele warszawiacy zawdzięczają prezydentowi Trzaskowskiemu i radnym Platformy Obywatelskiej oraz całej Koalicji Obywatelskiej. (to oczywiście sarkazm)

Jest jednak wyraźną niekonsekwencją Standardów WHO, że dopiero w wieku 9 lat dzieci mają wiedzieć co to są pierwszedoświadczenia seksualne, skoro wieku lat 6 uczyły się o wyrażaniu zgody na współżycie. Czyżby miały być wtedy nieświadome na co wyrażają zgodę?

Podobną niekonsekwencją jest rozpoczęcie nauki negocjowania w celu odbycia bezpiecznego seksu dopiero w wieku 12 lat oraz dopiero w wieku 15 lat uświadomienie młodzieży możliwości połączenia seksu z wymianą dóbr ekonomicznych – przecież negocjować i nabywać dobra ekonomiczne za seks można było od samego początku! Małe dzieci też mają swoje potrzeby! (to oczywiście sarkazm)

Czy i dlaczego takie odczytanie instrukcje jest możliwe, a nawet oczywiste? Jak najbardziej, ponieważ „Standardy” z założenia rozwijają "postawy otwarte i nieoceniające", "szacunek dla różnych norm związanych z seksualnością" oraz "pozytywne nastawienie wobec różnych stylów życia"

Do tego dochodzi obowiązkowa „otwartość na różnego rodzaju związki i style życia.

Wszystko jest więc jasne. To "otwartość na różnego rodzaju związki i style życia" każe akceptować i promować zarówno związki przedszkolaków bądź licealistów ze starszymi miłośnikami dzieci i "efebów" (tzw. efebofilia), jak również wymianę dóbr ekonomicznych licealistek – "galerianek" z dorosłymi „opiekunami”. Jakiekolwiek postawy oceniające takie relacje są niedopuszczalne, bo kłóciłyby się ze standardami edukacji seksualnej w Europie. Z braku miejsca pominęliśmy tutaj prowadzony w Standardach, również od najmłodszych lat wątek oswajania z "różnego rodzaju związkami", zwłaszcza tej samej płci.

Dlaczego środowiska LGBTQ tak naciskają, by już maluchy uczyć akceptowalnego seksu? Niepohamowany pociąg gejów do młodych i bardzo młodych chłopców jest bogato udokumentowany, ale to temat na osobny artykuł. Wprowadzenie standardów WHO jest ewidentnym przygotowaniem w szkołach obszarów łowieckich dla pedofilów i efebofilów wchodzących do szkół jako seksedukatorzy i edukatorzy antydyskryminacyjni. Małopolska kurator oświaty miała odwagę powiedzieć prawdę, że LGBT to propagowanie między innymi pedofilii. Dzielna kobieta w obronie dzieci naraziła się ostrzącym sobie zęby na dzieci homoseksualnym drapieżcom. Spotkały ją za to nieprzyjemności i być może grozi jej zwolnienie. Jeśli MEN ugiąłby się i rzeczywiście doszłoby do jej dymisji, to całkowicie podważyłoby wiarygodność ministerstwa edukacji i obecnego rządu u rodziców.