Grzegorz Strzemecki

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zapowiedział, że nie dokona wymaganej przez tzw. ustawę dekomunizacyjną zmiany nazw sześciu gdańskich ulic. Stwierdził, że ma bardzo krytyczne zdanie na temat tej ustawy, ponieważ łamie ona zasadę niezależności samorządu terytorialnego, którego pierwszą naturalną kompetencją jest kształtowanie nazw ulic i placów. Uzasadniając zachowanie nazw upamiętniających zbrodniczą ideologię i jej protagonistów uciekł się do dość pokrętnej sofistyki:

Na przykład Marian Buczek - komunista siedział w więzieniu w Polsce przedwojennej za podejrzenie szpiegostwa na rzecz Związku Sowieckiego, ale został zastrzelony przez Niemców. W związku z tym zostawmy tego Buczka.

Czy wymagającą upamiętnienia zasługą Mariana Buczka było to, że podejrzewano go o szpiegostwo na rzecz Związku Sowieckiego, zapewne słusznie, bo komuniści całkiem otwarcie deklarowali wierność dla "ojczyzny międzynarodowego proletariatu" i nienawiść do "Pańskiej Polszy"? Czy może taką zasługą było to, że zastrzelili go Niemcy? Czy wystarczającym powodem upamiętnienia jednego mafioza jest to, że zabił go mafiozo z innej, konkurencyjnej mafijnej rodziny?

Przeciw symbolicznej dekomunizacji, za symboliczną re-germanizacją

Paweł Adamowicz nie od dziś ma szczególne upodobania w sferze polityki historycznej. Pod pretekstem przygotowań do kręcenia filmu o Lechu Wałęsie na stałe przywrócił na szyldzie Stoczni Gdańskiej napis "im Lenina" oraz komunistyczny Order Sztandaru Pracy. Był głuchy na prośby, apele i protesty aby je usunąć. Ponowne, symboliczne zdekomunizowanie stoczni wymagało interwencji działaczy "Solidarności", którzy za pomocą elektrycznej tarczy odcięli te komunistyczne rekwizyty.

Prezydent Gdańska znany jest również z chęci przywracania niemieckiego charakteru swojemu miastu. Pod jego rządami po mieście zaczął jeździć tramwaj w barwach Wolnego Miasta Gdańska, a polski napis "URZĄD POCZTOWY - GDAŃSK 2" na historycznej polskiej poczcie zmieniono na niemiecki "POSTAMT". Takie posunięcia są w pełni spójne z przekonaniem jego politycznego guru, Donalda Tuska, że "polskość to nienormalność" i są modelowym, choć jednym z wielu przykładów ukazujących kompradorski charakter Platformy Obywatelskiej jako całości, dla której niemiecka polityka historyczna i niemieckie interesy zawsze stoją wyżej od polskich. Innymi symbolicznymi, ale i praktycznymi aktami tej wasalskiej polityki był "hołd pruski" (zwany też lennym hołdem berlińskim) "Zdradka" Sikorskiego, poparcie dla przeforsowania wbrew Polsce (tj. jej demokratycznie wybranym władzom) Donalda Tuska jako niemieckiego kandydata na Przewodniczącego Rady Europejskiej, walka o "europejską" (czytaj: wybielającą Niemcy i Niemców) wizję Muzeum II Wojny Światowej właśnie w Gdańsku.

Symbole przekładające się na interesy

Polityce w sferze symboli i dyplomacji towarzyszyła wasalska polityka gospodarcza. Godzono się na zamknięcie polskich stoczni, by mogły funkcjonować stocznie niemieckie. Wyhamowano lub zupełnie wstrzymano zabiegi o niezależność energetyczną godząc się na rosyjsko-niemiecki dyktat gazowy. Akceptowano wypływ kapitału w różnych postaciach i rabunek polskich "frankowiczów" przez niemieckich banksterów prawnie niedopuszczalny w samych Niemczech. Pozwalano na wszystko, co nadawało Polsce status niemieckiej półkolonii dostarczającej zysku i świeżej nordyckiej krwi "narodowi panów", bo w Polsce trudno było żyć i utrzymać rodzinę, za to łatwiej było pracować za granicą, a jeszcze lepiej wyemigrować.

Wasalskiej gospodarczej polityce zagranicznej towarzyszył rozpięty od zarania III RP parasol dla postkomunistycznych gospodarczych patologii począwszy od szwindli wmontowanych w plan Balcerowicza skończywszy na watowskich karuzelach. Zdominowane przez postkomunistów, a potem przez niemiecki kapitał media pilnowały, by ich odbiorcy tych zjawisk nie dostrzegali i szydzili z tych, którzy chcieli je zwalczać. Propagowały i propagują lekceważenie zarówno polskich symboli jak i polskich interesów.

Podwójne standardy: nazizm - be, komunizm - cacy

Odmawiając dekomunizacji w sferze symboli Paweł Adamowicz powołał się na niezależność samorządów i potrzebę "pluralizmu w przestrzeni publicznej".  Jest to ewidentne "rżnięcie głupa". Gdyby samorządowcom zachciało się zachować, bądź przywrócić jakiekolwiek nawiązania do narodowego socjalizmu, natychmiast podniosłyby się  (jak najbardziej słuszne) protesty ze wszystkich stron, w tym ze strony "liberałów" i lewicowców, a Pan Prezydent wyleciałby ze stanowiska w ultra-szybkim trybie. Z pewnością znalazłaby się na to jakaś przyspieszona ścieżka w rodzaju wymuszonej dymisji lub cokolwiek innego, co nie kazałoby czekać do następnych wyborów.

Lubującemu się w propagandowych sofizmatach prezydentowi Adamowiczowi proponuję konkretny eksperyment. Żeby zachować proporcje, nie zasugeruję mu przywrócenia nazwy Adolf-Hitler-Strasse (bo tak nazywał się ciąg obecnej Alei Niepodległości w Sopocie i Alei Grunwaldzkiej w Gdańsku w czasie kiedy były tam Wolne Miasto Gdańsk i III Rzesza Niemiecka). Wystarczy by "nienormalną" nazwę ulicy Nowiny w Gdańsku Oruni zamienił na  "normalną" niemiecką Horst-Wessel-Strasse (bo tak nazywała się w "normalnych" nie-polskich czasach). Tak pożądany przez prezydenta Gdańska pluralizm wyraziłby się w obecności w przestrzeni miejskiej komunisty Buczka i narodowego socjalisty Wessela. Spektakularne byłoby również "przywrócenie normalności" w rodzinnym Zoppot ("nienormalnie", po polsku Sopot) Donalda Tuska, bo tam przemianowanie dotknęłoby ulicy Armii Krajowej.

Przyjmując standardy prezydenta Adamowicza, Horst Wessel bardzo by pasował na patrona ulic trójmiasta, ponieważ ten autor kultowej pieśni  (Horst-Wessel-Lied) i zarazem bohater niemieckich narodowych socjalistów zginął - jak twierdzili jego towarzysze - z rąk komunistów. Taka ulica stanowiłby więc pluralistyczną przeciwwagę dla ulicy upamiętniającej zabitego przez hitlerowców komunisty Buczka, którego pamięć prezydent Gdańska tak bardzo chce zachować.

Czyszczenie zbiorowej pamięci

Zestawienie tych nazwisk przypomina o ważnym  fakcie, który lewicowo "liberalne" pranie mózgów usuwa z ludzkiej świadomości (na Zachodzie usunęło już niemal zupełnie), że Hitler i narodowi socjaliści, którzy utrzymali się przy władzy zaledwie 12 lat i marnie skończyli,   byli tylko naśladowcami i nieudolnymi uczniami komunistów. To komuniści pierwsi skutecznie zdobyli władzę, przeprowadzili swoją rewolucję, utrzymywali ją przez dziesiątki lat na znacznie większym obszarze, mordując znacznie więcej ludzi i budując znacznie więcej obozów pracy i śmierci - i to w samym Związku Sowieckim, o mutacjach komuny w innych krajach nie wspominając. Byli wraz z hitlerowcami współsprawcami II Wojny Światowej, ale razem z aliantami zachodnimi sądzili tych pierwszych w procesie norymberskim. Na koniec zaś zmienili ideologię i system, przechwytując przywróconą na nowo własność środków produkcji i zapewniając sobie ochroniarzy broniących ich interesów i "dobrej pamięci", między innymi w nazwach ulic. Do końca Zimnej Wojny mieli licznych (czasem tajnych i na różne sposoby opłacanych) sprzymierzeńców, przede wszystkim w lewicowych ("postępowych") partiach Zachodu, tj. europejskich socjaldemokratach i amerykańskich Demokratach, ale także na prawicy, o komunistach już nie wspominając. W tych środowiskach nadal mają wybielających ich obrońców.

Jednym ze starannie przestrzeganych zabiegów owego czyszczenia pamięci jest używanie w popularnym obiegu niejasnego dla wielu określenia nazi/naziści, bo to ukrywa ich narodowe i ideowe pochodzenie. Ostatnio niemiecki "Fakt" oburzył się na używanie określenia Niemcy w odniesieniu do agresorów z 1939 r. W ten sposób dla niezorientowanych, których w świecie jest większość, zbrodnie obciążają nie wiadomo skąd pochodzących nazistów, którzy zapewne napadli na niewinnych i pokojowych Niemców. Z kolei powszechne używanie skrótu "nazi" zamiast "narodowy socjalizm" ("Nationalsozialismus")  ukrywa wspólne korzenie i cechy z innymi lewicowymi ideologiami. To temat na osobny artykuł, ale wspólne wątki, a ściślej towarzyszy i wrogów w postaci "reakcji" (tj. najogólniej rzecz ujmując politycznego konserwatyzmu) ukazuje sama pieśń Horsta Wessela, która mówi o "towarzyszach rozstrzelanych przez czerwonych i reakcję" (Kam'raden, die Rotfront und Reaktion erschossen).

Brunatni i czerwoni

Podobieństwo metod działania brunatnych i czerwonych unaoczniła niedawna (początek lipca b.r.) "Kryształowa Noc" (Kristallnacht) w Hamburgu, podczas której lewicowe bojówki demolowały miasto zupełnie tak samo jak bojówki NSDAP w 1938 r., choć oczywiście ideologiczne motywy i cele były nieco odmienne. Zaledwie kilka dni temu (27 sierpnia b.r.) w Berkeley w Kalifornii  lewaccy bojówkarze zdewastowali miasto dokonując bandyckiej napaści na "reakcję", tj. pokojową prawicowo-konserwatywną demonstrację, bijąc, przewracając, kopiąc jej uczestników, używając "śmiercionośnej broni" ("deadly weapon") oraz oczywiście wyzywając ich od "faszystów" dokładnie tak, jak europejskie "liberalne" lewactwo wyzywa konserwatystów z Prawa i Sprawiedliwości oraz jak komuniści wyzywali AK-owców (uwaga: opis zachowania lewicowych bojówek przytaczam za "postępowym" i lewicowym Washington Post).

Historia pokazała i wciąż pokazuje, że lewica internacjonalistyczna - komuniści i socjaliści byli dużo bardziej skuteczni niż lewica nacjonalistyczna (hitlerowcy) - zarówno w mordowaniu, jak i utrzymaniu władzy, przede wszystkim jednak w propagandzie, która wybielała komunistów i wciąż wybiela, albo przynajmniej bagatelizuje ich zbrodnie, a przede wszystkim omamia swoją ideologią większość w społeczeństwach Zachodu.

Polityczny image prezydenta Adamowicza

Doskonałym tego potwierdzeniem jest nie tylko polityka historyczna prezydenta Adamowicza, ale również jego poparcie dla ultralewackiej, radykalnej i zbrodniczej (choć w nowatorski sposób) ideologii genderyzmu wyrażane ostatnio przez uczestnictwo w paradzie równości mimo deklarowania się jako katolik i konserwatysta. Pokazuje to, że brak (niechęć do?) pamięci o komunizmie, poprzedniej formie marksizmu, łatwo prowadzi do uległości wobec jego najnowszej mutacji.

 Nie mnie sądzić, czy jest to przejaw ignorancji i głupoty charakterystycznej dla tzw. "pożytecznych idiotów" czy polityczne wyrachowanie, jednak cały, zaledwie tu naszkicowany splot zaparcia się (faktycznego, nie deklaratywnego)  chrześcijańskich, tradycyjnych i patriotycznych wartości połączony z tak charakterystycznym dla PO uwikłaniem w finansowe "niejasności" sugeruje świadome i konsekwentne przejście na "ciemną stronę mocy", oczywiście przy starannym podtrzymywaniu pozytywnego image'u senatora Palpatine'a.

Waga symboli

Wracając do zmiany nazw ulic o politycznym wydźwięku, narzekający na niewygodę mieszkańcy Gdańska powinni sobie odpowiedzieć na pytanie: czy naprawdę chcieliby widzieć na ulicach swoich miast i w swoich dokumentach nazwy Horst-Wessel-Strasse albo Leni-Riefenstahl-Strasse? Bo przecież autorkę hitlerowskich filmów propagandowych śmiało można zestawić z wspierającym stalinowskie zniewolenie i zbrodnie komunistycznym dramatopisarzem Kruczkowskim. Jestem przekonany, że przygniatająca większość Polaków tego by nie chciała. Jednak wobec wspomnianej dysproporcji propagandowego kreowania tak odmiennych wizerunków komunistów i nazistów trzeba zdobyć się na trochę trudu samodzielnego poznania historii i samodzielności myślenia, by uświadomić sobie, że czczenie pamięci i jednych i drugich nie różni się od siebie.

Przede wszystkim jednak trzeba uświadomić sobie, że symbole, zwłaszcza te odnoszące się do najważniejszych wspólnotowych wartości są naprawdę ważne, bo wyrażają i podtrzymują dbałość o te wartości, a to przekłada się na dbałość o związane z nimi całkiem realne i konkretne wspólnotowe interesy.

Można oczywiście symbole uczynić nic nie znaczącym pustosłowiem, za którym nie idzie żadna obrona - ani wartości, ani interesów. Nie znam jednak przypadku obrony wartości (i interesów) połączonego z lekceważeniem i/lub niszczeniem symboli. Pomijając ekscesy tamtejszego lewactwa, USA są świetnym przykładem dbałości o patriotyczne i państwowe symbole, wartości i interesy. III RP była natomiast (i wciąż jest, bo jeszcze z nią nie skończyliśmy) przykładem postnowoczesnego melanżu symbolicznego pustosłowia i lekceważenia/niszczenia symboli. Pustosłowiu szalika z napisem Polska, którym wymachiwali Tusk z Komorowskim towarzyszyły karykatury czekoladowego "morzeła" ("orzeł może"), lekceważenie symbolicznej (oprócz realnej) dekomunizacji i aprobata dla symbolicznej (oprócz realnej) re-germanizacji na Śląsku czy Pomorzu połączone z również  realnym zaprzestaniem ochrony polskich interesów gospodarczych.

Nie ma zatem gwarancji, że sama ochrona symboli obroni wspólnotowe - narodowe i państwowe - wartości i interesy. Jednak lekceważenie symboli przekłada się na nieuchronne zlekceważeniu zarówno wartości jak i interesów. Dlatego zdekomunizować trzeba także nazwy ulic. W przestrzeni publicznej nie powinno być miejsca na pochwałę ani komunizmu, ani narodowego socjalizmu. Ulice w Polsce nie mogą nosić imienia Mariana Buczka, tak jak nie mogą nosić imienia Horsta Wessela.