Anna Grodzka na dzisiejszej konferencji prasowej zapowiedziała, co będzie priorytetem w jej prezydenturze, jeżeli wygra wybory. Przekonywała, że zamierza walczyć z bezrobociem, brakiem perspektyw wśród ludzi młodych oraz z trudnościami ekonomicznymi odczuwanymi przez emerytów.

"Polsce potrzebny jest aktywny prezydent, który będzie działał z myślą o wszystkich. O wszystkich obywatelach" - przekonywała Grodzka. Dodała też, że zamierza uczynic Polskę krajem europejskim nie tylko pod względem geograficznym, ale także cywilizacyjnym.

Co mamy przez to rozumieć? Zapewne redefinicję człowieka. Bo Annie Grodzkiej nie podoba się, że jest tylko jeden "przepis na człowieka". Tak to już, co prawda, Bóg ustanowił, ale Grodzka, kontynuując najlepsze sowieckie tradycje, deklaruje chęć walki z zastanym porządkiem społecznym.

"Nie mogę się pogodzić z nierównością, niesprawiedliwością. Także w osób odmiennych, wobec osób, które inne są od przyjętego standardu. Osób, które nie pasują do przepisu na człowieka i na społeczeństwo, które dzisiaj jest nam oferowane. Ci ludzie mają prawo do równości, do równych praw, do godności, do równego traktowani" - przekonywała Grodzka. 

Moglibyśmy się tym, oczywiście, w ogóle nie przejąć, wiedząc, że Anna Grodzka nie ma żadnych szans na zwycięstwo w wyborach. Niestety, słuchając podobnych wywodów, nie robi się wcale śmiesznie, ale raczej strasznie - bo działania Platformy Obywatelskiej coraz wyraźniej pokazują, że także ta partia chce czynić z Polski "cywilizacjną Europę". A to właśnie takie zmiany i palenie za sobą mostów, jakie proponują nam oderwani od rzeczywistości ideolodzy liberalizmu.

bjad