Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Rosjanie dzwonią do dziesięciu tysięcy polskich żołnierzy. To znak, że nasz kontrwywiad jest w stanie, mówiąc oględnie, nienajlepszym?

Gen. Roman Polko: Takie znaki były już wcześniej. Po katastrofie smoleńskiej minister Bogdan Klich przeszedł do porządku dziennego nad faktem, że Rosjanie zdobyli telefony najwyższych dowódców. Tymczasem wiadomo, że telefony te dostając się w ręce Moskwy stały się dla niej bazą danych i materiału, a także kontaktów do wielu oficerów i generałów, nie mówiąc już o prywatnej poczcie. Minister Klich mówił, że nic się nie stało, bo chodzi o informacje rzekomo jawne. Jeżeli także tę najnowszą sprawę będziemy tak rozpatrywać, bo telefony nie są tajne, to oczywiście: nic się nie stało!

A nic się nie stało?

Oczywiście, że się stało. Najwyższa pora by służby zajęły się tym, co leży w zakresie ich odpowiedzialności: ochroną najwyższych dowódców, a także pozostałych żołnierzy. W 2010 roku należało natychmiast zmienić wszystkie numery. Dziś trzeba zrobić to samo. Dodatkowo należy zmienić operatora, który dopuszcza do wycieku telefonów. Najwidoczniej siedzi tam jakiś kret, który doprowadził do takiej sytuacji, może nawet te numery sprzedając. Rosja śmieje się nam w żywe oczy, i drwi sobie z naszego kontrwywiadu, jeżeli kontaktuje się z blisko 10 tysiącami polskich oficerów.

Prowokacja?

Tak, to po prostu włożenie palca w oko. To postawienie szyderczego pytania: jak wy w ogóle funkcjonujecie, skoro my możemy robić z wami co chcemy? Zasadniczo nie ma takiego zwyczaju, by wywiad ujawniał informacje, jakie posiada. Raczej się to ukrywa. Jeżeli Rosja zrobiła odwrotnie, to po prostu śmieje się nam w twarz. Pokazuje to, że potrzebna jest ogromna praca nad służbami. Słabości jest wiele i trzeba wreszcie zrobić w tym obszarze porządek. Kontrwywiad nie jest tylko od tego, by podsłuchiwać i monitorować, ale także by chronić osoby, które pracują w obszarze odpowiedzialnym za bezpieczeństwo państwa.

Robienie porządków oznacza też usuwanie agentów?

Od tego trzeba zacząć. Potrzebny jest poważny, dobry przegląd kadrowy. Sprawdzenie ludzi, którzy są w służbach. Jeżeli sama wierchuszka jest mało godna zaufania, wchodzi w różnego rodzaju rozgrywki personalne i intrygi zamiast czuwać nad bezpieczeństwem państwa… Ryba psuje się od głowy, to wszystko przenosi się na niższe szczeble dowodzenia. Efektem jest całkowity brak koordynacji. Zrezygnowano przecież nawet z funkcji koordynatora służb, nie mówiąc o tym, jak ta funkcja była w ostatnich latach realizowana przez ministra Grasia. Służby nie potrafią odpowiedzieć na proste pytania ani zapewnić bezpieczeństwa w bardzo prostym zakresie. Chaos jest ogromny.

Jaka powinna być polska odpowiedź Rosji?

Nie ma co odpowiadać. Można tylko podziękować i zacząć wreszcie robić u siebie porządek. Jakakolwiek polemika z Rosją jest kompletnie bez sensu. Odpowiedź będzie w takim stylu, jak w sprawie zajęcia Krymu: ci, którzy tam działają, po prostu kupili sobie w sklepie mundury.

Ocenia pan generał, że w ciągu ostatnich pięciu lat stan kontrwywiadu niewiele się poprawił. Sądzi pan, że nowy rząd, niezależnie kto obejmie kontrolę nad służbami, daje tu szanse na polepszenie?

Mam nadzieję, że tak. Nie wiem ile razy można potykać się o ten sam kamień – a potem zapewniać, że już coś się zmienia, chociaż nic się nie zmienia. Zamiast deklaracji i propagandy potrzebne są naprawdę skuteczne działania. Tego dotychczas brakowało. Jest dziś z pewnością wiara w to, że wraz z nowym rządem zostanie to zmienione. Może nawet dobrze, że właśnie teraz tego typu zdarzenia jak z tymi telefonami mają miejsce, bo będą motywować do działania i budowania planu pracy.

Czyli mamy dziękować Rosji za mobilizację do działania?

Dokładnie tak. Rosja zaczyna głośno drwić z Polski – ale w takim momencie, w którym może to wyjść nam na plus. Mam nadzieję, że nowa ekipa będzie wiedziała, co z tym zrobić. Stara tylko ugłaskiwała rzeczywistość.