Oprócz Polski w Europie także wiele innych państw jest zależnych od rosyjskiego gazu. Aż osiem państw kupuje od Gazpromu większy procent zużywanego przez siebie gazu niż nasz kraj. Są to Czechy, Słowacja, Serbia, Mołdawia, Bułgaria, Litwa, Łotwa i Finlandia. Z kolei Niemcy kupują od Rosjan ponad 30 proc. swojego gazu.

W związku z ostatnimi wydarzeniami coraz bardziej oczywiste jest, że tę zależność należy możliwie jak najszybciej ukrócić. Przynajmniej częściową alternatywą może być gaz skroplony sprowadzany ze Stanów Zjednoczonych.

W tym celu należy skłonić USA do sprzedaży gazu. Obecnie demokraci są temu przeciwni, a ideę hanldu surowcem popierają republikanie. Jednak kilka firm uzyskało już zgodę na eksport gazu; o koncesję stara się jeszcze 20 innych podmiotów.

Dodatkowo potrzeba budowy olbrzymiej nowej infrastruktury. Amerykanie muszą stworzyć dużą liczbę terminali, by obsłużyć europejski rynek. Z kolei Polska musi dokończyć budowę gazoportu w Świnoujściu. Inwestycja ma być ukończona pod koniec tego roku, bo według odpowiedzialnej za nią spółki, jest już gotowa w 75 proc.

Na początku 2015 roku będziemy mogli przyjmować w gazoporcie 5 mld. metrów sześciennych gazu rocznie. To jednak tylko połowa tego, co kupujemy od Gazpromu. Docelowo polski terminal ma jednak o połowę zwiększyć możliwości.

Jednak według ekspertów realna data pierwszych dostaw amerykańskiego gazu to dopiero 2020 rok. Nie wiadomo, czy nie jest to zbyt późno. Konieczne jest też wypowiedzenie umowy Gazpromowi, a to nie jest łatwe zadanie. Może być wręcz niewykonalne ze względu na duży interes Rosjan w utrzymaniu obecnego kontraktu.

Dodatkowo mogłoby to spowodować duże napięcia polityczne, co w efekcie utrudniłoby fiunkcjonowanie polskiej gospodarce na wschodzie, przynosząc duże straty ekonomiczne. Jak widać zerwanie związku energetycznego z Rosją to trudne, ale mimo tego bardzo potrzebne zadanie.

pac/forsal.pl