Aktywistka w czasie świąt weszła podczas Mszy do katedry w Kolonii, gdy celebrował kard. Joachim Meisner. Wskoczyła na ołtarz, obnażyła górną połowę ciała, na której widniał napis „jestem Bogiem”, co też głośno wykrzyknęła.

Teraz Witt zapewnia, że taki incydent się nie powtórzy. Jednak nie dlatego, że feministka słusznie uznała swoją akcję za zbyt bluźnierczą. Po prostu Femen „nigdy nie powtarza swoich protestów”, jak powiedziała Witt. Oznacza to tyle, że organizacja wciąż jest gotowa do profanacji chrześcijańskich świętości, tyle, że za każdym razem w inny sposób. Może również dojść do protestów w kościołach, nawet jeżeli nie podczas Mszy.

Witt tłumaczy, że jej protest w katedrze w Kolonii był wyłącznie prowokacją, tak samo jak napis „jestem Bogiem”. „Musimy szokować” – powiedziała aktywistka. Wspomnienie półnagiej kobiety na ołtarzu „to obraz, który zapada w pamięć” – dodała. Przy okazji organizacja zaprotestowała przeciwko „patriarchalnemu zachowaniu Kościoła katolickiego”.

Stwierdziła też, że Femen nie zwraca się przeciwko wierzącym, ale przeciw „instytucjom i ludziom, jak Meisner, którzy używają wiernych do tego, by stłamsić kobiety”. Chodzi tu oczywiście o zakaz „decydowania o własnym ciele”. Jak to mówią feministki, a co w normalnym języku znaczy: zakaz zabijania nienarodzonych.

Sam kard. Meisner, jak wyznał, modli się teraz także za Josephine Witt. Ołtarz w katedrze został zaś na nowo pobłogosławiony.

Aktywistka pochodzi z Hamburga. Z tego względu otrzymała zaproszenie do rozmowy od tamtejszego arcybiskupa, Wernera Thissena. „Gdy obywatelka Hamburga demonstruje w katedrze Kolonii, dotyka mnie to w sposób oczywisty. Zapraszam więc tę młodą kobietę na rozmowę o jej stosunku do Kościoła i do społeczeństwa.... Musi być jednak ubrana” – dodał.

Pac/kathpress/spiegel