Andrzej Talaga uważa, że w cieniu wydarzeń na Majdanietrwają przygotowania do interwencji unijnej w Republice Środkowej Afryki, które jak na dłoni pokazują niemożność Europy do uprawiania polityki siły, a nawet do elementarnej samoobrony. To bardziej złowieszczy znak na przyszłość niż pobłażanie Brukseli dla władz ukraińskich”.

O co tak naprawdę chodzi? Publicysta „Rzeczpospolitej” publikuje liczby, które mówią jak naprawdę wygląda europejska polityka militarna. I jest to obraz przerażający. „Licząca pół miliarda obywateli UE, blok o PKB nieznacznie mniejszym od amerykańskiego, deliberuje właśnie, jak wystawić kontyngent liczący maksymalnie... 1000 ludzi, w dodatku niepełniący zadań bojowych. Dołączyliby oni do 1600 żołnierzy francuskich i 4000 z państw Unii Afrykańskiej już operujących w Republice Środkowoafrykańskiej. Narody Zjednoczone apelują wprawdzie o dalsze 10 tysięcy, ale na horyzoncie nie widać chętnych do wysłania takiej armii. Europejska opieszałość jest efektem fundamentalnych zaniedbań Starego Kontynentu w zakresie obronności”.

Później Talaga przechodzi do dalszych przykładów. „Austria i Słowacja praktycznie zezłomowały sprzęt ciężki, zmieniając własne armie w coś na kształt milicji terytorialnych. Sztab generalny Szwecji po analizie stanu sił zbrojnych królestwa doszedł do wniosku, że wytrzymałyby one ewentualny atak rosyjski ledwie przez kilka dni”. Inne kraje takie jak Litwa, Łotwa czy Estonia nie posiadają w ogóle lotnictwa wojskowego. I co najciekawsze, a może najbardziej przerażające: „cała Europa Środkowa ma najmniejsze nasycenie samolotami bojowymi na kontynencie”.

Żaden parlament z wymienionych wyżej krajów nie myśli o modernizacji swoich wojsk. Bo po co? Jedynie, ale nie znaczy to, że na poziomie zadowalającym, Polska zwiększyła wydatki zbrojeniowe. Reszta rządów tnie ile wlezie i oszczędza na modernizacji.

Andrzej Talaga pisze, że „tylko dwie armie Europy mają zdolności operacyjne do samodzielnego prowadzenia działań za morzami (Francja i Wielka Brytania), a i tak na ograniczoną skalę, oraz krótkotrwałych, jak pokazała interwencja w Libii”. Nie działa Europejska Agencja Obrony. Mówi się, że „ w przyszłości ma się to ponoć zmienić, ale niezwykle trudno będzie przełamać opór narodowych przemysłów obronnych i suwerenność państw w zakupach wojskowych”. Dalej, Europa nie ma, poza coraz bardziej martwym bytem jakim jest NATO, żadnej wspólnej obrony. „Unia Zachodnioeuropejska, ramię zbrojne Wspólnoty, została zlikwidowana wraz z traktatem lizbońskim”.

Jaka jest przyczyna zapaści militarnej Europy? Talaga wyjaśnia, że to nie chwilowa zapaść, ale głęboki kryzys strukturalny. „To niewiara w potrzebę wydatków zbrojeniowych w świecie, w którym nie istnieje konkretne, realne zagrożenie porównywalne z dawnym ZSRR”.

Na poparcie swojej tezy, Andrzej Talaga posługuje się najnowszymi danymi Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem odnośnie wydatków zbrojeniowych Europy. I tak Unia Europejska w 2012 roku  wydały na obronę  ponad 270 mld dol., czyli 1,7 proc. PKB, choć zalecenie NATO mówi o 2 proc. „Stany Zjednoczone dla porównania – ponad 680 mld dol., co daje 4,4 proc. PKB. Przypomnijmy, że Unia ma niewiele mniejszy potencjał ekonomiczny od USA i jej wydatki mogłyby być teoretycznie niższe tylko o kilka, a nie o 60 proc”. Chiny wydały ponad 160 mld dol., Rosja ponad 90 mld dol. (prześcigając Wielką Brytanię, Japonię i Francję). Nawet maleńki Singapur przeznacza na obronę porównywalne pieniądze co Polska – ponad 9 mld dol.

Liczby mówią same za siebie. Trafnie pokazuje Andrzej Talaga obecny kryzys zbrojeniowy Starego Kontynentu. Niestety nie zostawia nam nadziei. Dobrowolne rozbrajanie się Europy to brak samoobrony.  „W obliczu wycofywania amerykańskich sił z Europy i słabnięcia spójności NATO to wniosek pesymistyczny. Skoro wysłanie do Afryki 1000 żołnierzy jest dla UE problemem, to czym byłaby wojna u naszych granic, w którą trzeba się będzie zaangażować. Na Ukrainie, Białorusi, Mołdawii? Taki scenariusz wypadków zawsze jest możliwy” – kończy Talaga.

Oprac. Philo

Źródło: Rzeczpospolita