Analizujemy obraz El Greca „Ekstaza św. Franciszka” namalowany ok. 1575-1580. Dzieło zostało odkryte w 1964 r. podczas inwentaryzacji zabytków przez Izabellę Galicką i Hannę Sygietyńską w Kosowie Lackim, w mieszkaniu proboszcza.

Pytamy o. Andrzeja Zająca OFMConv, czy to określenie które stosują historycy sztuki "ekstaza" jest prawidłowe teologicznie w kontekście św. Franciszka?

Tak. Można mówić też po prostu o "przeżyciu mistycznym" czy "doświadczeniu mistycznym", którego jednym z fenomenów jest ekstaza. Ekstaza jest rzeczywiście terminem, który preferują artyści i takie tytuły nadają swoim dziełom, ukazując mistyczne doświadczenia świętych. Oczywiście nie każde doświadczenie mistyczne musi łączyć się z ekstazą, a i nie każda ekstaza jest doświadczeniem mistycznym.

Kiedy ekstaza jest doświadczeniem mistycznym?

Ekstaza jako nadzwyczajny stan nigdy nie jest w duchowości katolickiej celem samym w sobie. Ekstaza może się przydarzać, ale nie ona jest celem. Ekstaza towarzyszy modlitwie, którą ożywia Duch i wciąga człowieka w swoją boskość. Ale również nie sama modlitwa jest celem. Celem jest zawsze Bóg, tylko Bóg. W każdym razie w chrześcijańskim rozumieniu ekstaza jest łaską Bożą, która sprawia, że człowiek "wychodzi z siebie" i wchodzi boskość Boga. Tego doświadczał Franciszek, a w sposób szczególny na Alwerni, co przedstawił El Greco na tym niezwykłym płótnie.

Przywykliśmy do wypełniania obowiązków modlitwy. Uczestniczymy w kulcie, chodzimy na Mszę Świętą, bo tak należy. O co naprawdę w tym chodzi?

Życie chrześcijańskie, bycie dzieckiem Boga nie ogranicza się jedynie do sprawowania kultu. Chodzi właśnie o życie pełne dynamizmu, o nieustanny rozwój na drodze miłosnego dialogu. Zrozumienie tej prostej prawdy staje się fundamentalne w podejściu do modlitwy. Dlatego Franciszek nie tyle mówi i zabiega o samą modlitwę, co raczej o jej ducha. Chodzi o bazę, o fundament, o środowisko, a nie o formy. Bo rzeczywiście w życiu chrześcijańskim, w życiu z Bogiem nie modlitwa jest ważna, ale trwanie w komunii z samym Bogiem, w zasięgu Bożej miłości, to znaczy tam, gdzie człowiek wciąż jeszcze jest otwarty i gotowy na przyjmowanie Bożych poruszeń. Oczywiście modlitwa jest konieczna do tego, aby to trwanie z Bogiem i w Bogu potęgowało się i przynosiło owoce. Nie ona jest celem, celem jest sam Bóg, tylko Bóg. Dla człowieka, który uwierzył, Bóg staje sensem, źródłem i celem życia, jedynym pożądaniem i jedyną miłością. W takim wypadku modlitwa nie jest niczym innym, tylko miłosnym szeptaniem, nieustannym uwielbianiem i wyrażaniem zachwytu, zwierzaniem się z najskrytszych doznań i przeżyć, ufnym proszeniem o gesty miłości. Modlitwa więc nie jest już obowiązkowym pacierzem, wypełnieniem prawa (jego wypełnieniem i tak jest miłość), ale miłosną, spontaniczną koniecznością. Ktoś, kto kocha, chce mówić, wyrażać swą miłość na wszelkie możliwe sposoby. Co więcej ktoś, kto kocha, chce przede wszystkim słuchać. I słucha.

Czy możemy powiedzieć że ekstaza św. Franciszka była zakochaniem się w Bogu?

Jeśli rozumiemy ekstazę jako wyjście z siebie ku osobie, która przyciąga, porywa, fascynuje, to tak. Oczy Franciszka lśnią, są rozognione, bo Bóg nagle wciąga go w zupełnie inny świat, wyrywa go z aktualnego ziemskiego egzystowania, by dać mu zasmakować siebie. Chodzi tu o szczególne, intymne przeżycie, doświadczenie niebywałej bliskości i zjednoczenia z Bogiem. Takie niezwykłe momenty zdarzają się na drodze miłości i zakochania się w Bogu. Ta atmosfera zakochania jest niezwykle ważna, ta żywość pragnienia i gotowości, która w swej istocie jest tym samym, co Franciszek nazywał duchem świętej modlitwy i pobożności. Napominał i zachęcał, by "nie gasić ducha świętej modlitwy i pobożności, któremu powinny służyć wszystkie sprawy doczesne". Nie negując innych wartości, podkreślał jednak wartość nadrzędną, bez której każde inne działanie, nawet bardzo dobre, traci swój sens. Kto trwa w tym duchu, takie szczególne ekstatyczne momenty nie są mu obce.

Co św. Franciszek mówi nam o modlitwie?

Franciszek wciąż przypomina o konieczności trwania w zasięgu Bożej miłości, o konieczności zamieszkania Ducha w człowieku. Taki właśnie jest fundament wszelkiej modlitwy, i bez niego tak naprawdę nie można się modlić. Do tego właśnie zachęca: "I przygotowujmy w sobie zawsze przybytek i mieszkanie temu, który jest Panem Bogiem wszechmogącym, Ojcem i Synem, i Duchem Świętym. I uwielbiajmy go czystym sercem, bo zawsze trzeba się modlić, a nie ustawać; bo Ojciec takich szuka czcicieli".

Jak Bóg może w nas zamieszkać?

Franciszek mówi, że "na tych wszystkich i te wszystkie, którzy będą to czynić i wytrwają aż do końca - czyli na tych, którzy prowadzą godne życie oddane Bogu - spocznie Duch Pański i uczyni w nich mieszkanie i miejsce pobytu". Skoro Duch Boży, Duch Pański spocznie, to znaczy, że szuka takiego odpocznienia w człowieku, i jest to możliwe właśnie wtedy, kiedy człowiek przygotowuje siebie, swoje wnętrze, swoje serce, jako miejsce zamieszkania, odpocznienia Boga w człowieku. Kiedy człowiek jest wypełniony różnego rodzaju rumorami, niepotrzebnymi poruszeniami, nieustannym rozgardiaszem, tam Duch Pański nie ma jak spocząć. W takim domu Duch Pański nie znajduje miejsca odpocznienia. Tak więc widać, że nie można oderwać modlitwy od życia. Ważne, by człowiek to sobie uświadomił i podjął pierwszy krok. Duch zaś całą swą mocą rozpali pragnienie człowieka i powoli go przemieni. W tym Duchu człowiek może wołać: Abba, Ojcze! Franciszek wiedział, że modlitwa nie jest pobożnym wysiłkiem człowieka, ale jest przede wszystkim otwarciem się na Boże działanie. "Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami" (Rz 8,26). To sam Duch modli się w Franciszku, a Franciszek pozwala mu się w sobie modlić. Warto zauważyć, że mówi on nie tylko o odpocznieniu Boga w człowieku, ale i o odpocznieniu człowieka w Bogu. To właśnie zaraz po otrzymaniu stygmatów w modlitwie skierowanej do Ojca - wśród wielu imion boskich - napisał wprost: "Ty jesteś odpocznieniem". Bóg jest odpocznieniem człowieka, uciszeniem, pokojem, ukojeniem, bezpieczeństwem, schronieniem. Bóg zamieszkuje w człowieku, a człowiek w Bogu. Takie doświadczenie odpocznienia sprawia, że chce się żyć.

Jak modlił się św. Franciszek?

Cóż można powiedzieć o formach Franciszkowej modlitwy? Franciszek nie stworzył jakichś nowych, szczególnych technik modlitwy. Jego modlitwy nie można sprowadzić do zawężonego schematu. On po prostu modlił się. Najprościej należałoby powiedzieć, że modlił się tak, jak pobudzał go Pan. Sam zresztą o tym wspomina: "A Pan dał mi w kościołach taką wiarę, że tak po prostu modliłem się i mówiłem: Wielbimy Cię, Panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach twoich, które są na całym świecie, i błogosławimy Tobie, że przez święty krzyż twój odkupiłeś świat".

Najczęściej sztuka przedstawia nam św. Franciszka zastygłego w modlitewnej ekstazie, czy tylko tak to wyglądało?

Kiedy znajdował się wśród innych, był raczej spokojny, wyciszony, skupiony. Kiedy nagle nawiedzał go Pan duchem szczególnej radości - jak opisują biografowie - wsuwał się do swoistej izdebki, zasłaniając swą twarz rękawem, aby nie pozostać na widoku i nie uronić żadnej pociechy ze spotkania z Najwyższym. Kiedy zaś znajdował się w miejscach odosobnionych, skakał, tańczył, śpiewał, płakał, bił się w piersi, rozmawiając głośno z Panem. Tomasz z Celano powiedział wprost: "Franciszek, kiedy się modlił, był już nie tyle modlącym się człowiekiem, co samą żywą modlitwą".

Najczęściej sztuka przedstawia nam św. Franciszka modlącego się wśród przyrody.

Franciszek modlił się wszędzie. Jednak centrum jego życia modlitwy była Eucharystia. Patrząc na jego listy nawołujące do kultu eucharystycznego, należałoby go nazwać apostołem Eucharystii. Tajemnica Eucharystii wypływa z tajemnicy Wcielenia, a jej przeżycie u Franciszka przyniosło piękne owoce: dbałość o liturgię, o księgi czy naczynia liturgiczne, celebracja Bożego Narodzenia w Greccio czy szczególna miłość do Matki Bożej promieniująca z jego pism. We Franciszkowym doświadczeniu modlitwy nie można pominąć jego miłości do psalmów. Celebrował bowiem liturgię godzin i sam przecież ułożył Oficjum Męki Pańskiej, zawierając w nim ulubione fragmenty psalmów i innych ksiąg biblijnych. Zresztą słowo Boże było dla niego szczególnym miejscem spotkania z żywym Bogiem. Swoim prostym sercem docierał do głębi Biblii - dla niego autentycznej, miłosnej mowy Boga - jakby bez barier. Tam, gdzie mistrzowie ze swoją wiedzą musieli zatrzymać się i zamilknąć, on poruszał się swobodnie, gdyż czuł się jak zakochany w obecności ukochanej.

Św. Franciszek na obrazie El Greco pokazany jest w momencie otrzymywania stygmatów. Czym one były?

Stygmaty, podobnie jak ekstaza, są jednym z nadprzyrodzonych fenomenów towarzyszącym doświadczeniom mistycznym. Wiemy - o czym zaświadcza świadek tamtych wydarzeń, brat Leon -że podczas mistycznego doświadczenia na górze Alwerni w Toskanii, gdzie Franciszek przeżywał swój czas postu i odosobnienia, na jego ciele pojawiły się rany odzwierciedlające rany Ukrzyżowanego Jezusa: na dłoniach, stopach i na boku. Warto tutaj dodać, co często gdzieś umyka, że stygmaty nie są jedynym owocem Alwerni. Jest jeszcze Uwielbienie Boga najwyższego, niezwykła mistyczna modlitwa skierowana do Boga Ojca, którą tam na górze w odpowiedzi na to, co się stało, Franciszek zapisał obolałą, krwawiącą od stygmatu ręką. Ten oryginalny pergamin zachował się do dziś i można go zobaczyć w kaplicy relikwii w Bazylice św. Franciszka w Asyżu. Mówiąc o stygmatach, dodałbym jeszcze, że są one nie tyle znakiem dla tłumów, co przede wszystkim intymną odpowiedzią Boga na Franciszkowe pełne zaufania miłosne szeptanie, są znakiem szczęśliwej wzajemności, są pieczęcią miłości Boga na miłości człowieka.

O. dr Andrzej Zając jest rektorem i wychowawcą Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów w Krakowie, dyrektorem Instytutu Studiów Franciszkańskich (http://www.isf.edu.pl) i kierownikiem studiów podyplomowych z franciszkanizmu na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Tegoroczne hasło studiów "Naszą pasją jest życie. Uczymy się od najlepszych" wskazuje nam na postać Świętego z Asyżu oraz na jego świętych naśladowców.

Rozmawiała Maria Patynowska