1. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Wąsy zgolone, strzelba odwieszona (choć może jeszcze wypali w trzecim akcie), gramatyka pod kontrolą, Pan Prezydent sam już kondolencji nie wpisuje.

Poparcie mediów zapewnione, krzywa zaufania rośnie, konkurencji brak, no bo kto to jest Duda i właściwie który Duda?

Nie trzeba nawet planować kampanii, ot tam od niechcenia w piątek ogłosiło się, ze pan prezydent startuje, a pan prezydent wygłosił przemówienie, o którym nawet zaprzyjaźniona „Gazeta Wyborcza” napisała, że krzesła przy nim ziewały...

2. I nagle w sobotę – trzęsienie ziemi! Duda wygłosił płomienne, 40 - minutowe przemówienie, po którym szczęki opadły ze zdumienia. I nie tylko Duda, ale cały PiS pokazał się jako formacja nabuzowana młodością, siłą i ciągiem do zwycięstwa.

Duda wywołał trzęsienie ziemi, które zabujało żyrandolami, nie tylko w dużym pałacu, ale i w małym. I zaczęło się biadolenie - a to z promptera czytał, a to na prochach był, a to znowu zabił Blidę. Od Muchy, przez Nałęcza, aż po premiera - wszyscy boją się Dudy. Pani premier już straszy, że jak Duda wygra (a jednak!) to z tylnego siedzenia będzie kierował nim Kaczyński. A w ogóle to Duda za dużo chce, a za mało może, bo nie ma większości... bzdura, bo jak wygra, to będzie miał!

3. Żyrandol się buja, a pod nim doradcy, jak Wysoki w piosence, pocieszają Bronisława – rano coś wymyślisz.... ale rano znów ten sam smutek do nich wraca...

Janusz Wojciechowski