Choć pod słowami Małgorzaty Terlikowskiej o odrażającym publicznym "pawiu" Marka Migalskiego  podpisuję się obiema rękami, jednak uważam, że komentując ten wybryk trzeba poruszyć jeszcze jeden jego istotny aspekt.

Wątki niechęci do widoku karmiącej kobiety są w naszej kulturze czymś nowym, bo obraz karmiącej Madonny przez wieki nikogo nie gorszył ani nie oburzał. Tymczasem dzisiaj, gdy aż kipi od seksu w przestrzeni publicznej, niewinna, aseksualna i uważana dotąd za piękną i szlachetną czynność, staje się obiektem ataków. Zupełnie niedawno w USA, w czasie spotkania wyborczego pewna matka została bez swojej wiedzy sfotografowana podczas karmienia, za co od znacznej części internetowej społeczności spotkała ją fala hejtu. Nie są to jedyne przypadki.

Trudno oczywiście zidentyfikować w Internecie przeciwników publicznego karmienia piersią (czasem są nimi ultrapurytańscy protestanci), jednak usunięcie z przestrzeni publicznej widoku kobiety karmiącej dziecko piersią może być celem propagandowej ofensywy lobby LBGTQ, a takie fale hejtu pod adresem kogoś, kogo lobby te uzna za swojego przeciwnika zdarzają się w USA nie pierwszy raz.

Dlaczego miałoby im na tym zależeć? Widok karmiącej matki jest wyzwaniem i obrazą dla ich ideologii, bo przypomina dobitnie o biologicznej naturze człowieka, który - o ile nie mamy do czynienia z chorobowym przypadkiem - jest kobietą albo mężczyzną. Zgodnie z tą naturą tylko kobieta może dziecko urodzić i karmić piersią. Na tej naturze ufundowane są takie pojęcia i instytucje jak rodzicielstwo, rodzina i małżeństwo, które lobby LGBTQ chce obalić wspierając się ideologią genderyzmu: za pomocą semantycznych (czy jak kto woli - semiotycznych) sztuczek mieszających ludziom w głowach, że "rodzicami" mogą być dwaj mężczyźni albo dwie kobiety - mniej więcej tak, jakby ktoś wmawiał, że pies jest kotem, albo jeszcze czymś innym. Chwila refleksji nad widokiem karmiącej kobiety każe odrzucić te brednie, przypominając podstawowe prawdy o naturze człowieka.

Rewolucja queer-seksualna - o ile jej nie powstrzymamy - prowadzi do tego, że wszelkiego rodzaju queer-seksualiści nabywają prawo do  manifestowania swojej seksualności w przestrzeni publicznej, natomiast niektórzy chcą z niej usunąć, jako coś nieprzyzwoitego, karmiące matki.

Czy facebookowy wpis Marka Migalskiego miał służyć promocji ideologii LGBTQ czy był przejawem zwykłego chamstwa (choćby przez same uwagi o "cycach" i "cyckach")? Nie wiem. Budujące jest to, że zdecydowana większość komentarzy broniła naturalnego prawa matek do karmienia dzieci, tak jak czyniły to od kiedy istnieje ludzkość. Bo macierzyństwo trzeba szanować i chronić. To matek i dzieci przede wszystkim nie należy dyskryminować.

Grzegorz Strzemecki