Dziennikarze "Spiegla" i holenderskiego "Algemeen Dagblad" oraz wspierani przez międzynarodowe fora śledcze doszli do wniosku, że to Rosja odpowiada za zestrzelenie samolotu pasażerskiego z 298 osobami na pokładzie. "Zrekonstruowali na podstawie informacji dostępnych w internecie oraz rozmów z naocznymi świadkami trasę przemarszu rosyjskiej 53 brygady przeciwlotniczej".

Okazało się, że "dysponująca rakietami przeciwlotniczymi brygada opuściła 23 czerwca miejsce zakwaterowania w Kursku. W dniu zestrzelenia samolotu, 17 lipca ub.r., jedna z mobilnych platform rakietowych tej jednostki znajdowała się dokładnie w miejscu, skąd wystrzelono rakietę" - czytamy w "Spieglu". "System antyrakietowy ziemia-powietrze Buk-M1 rozlokowany został w pobliżu miasta Sniżne, aby chronić czołgi prorosyjskich separatystów przed atakami ukraińskiego lotniska. Autorzy raportu przytaczają opinie mieszkańców pobliskich osiedli, którzy słyszeli charakterystyczny dźwięk towarzyszący wystrzelonej rakiecie bądź widzieli moment odpalenia pocisku" - podaje Onet.pl.

Kolejny dowód to opinia jednego z dowódców rebeliantów, który potwierdził, że "prorosyjskie oddziały dysponowały dwoma jednostkami Buk, których jednak nie potrafiły obsługiwać. Specjaliści są zgodni, że tak skomplikowany system przeciwlotniczy mógł być obsługiwany tylko przez oficerów rosyjskich. Zdjęcia potwierdzają, że jeden Buk został po katastrofie samolotu wycofany do Rosji - brakowało w nim jednej rakiety".

Co bardzo zaskakujące, informacje dziennikarzy śledczych dokładnie znają i Amerykanie oraz kraje Europy Zachodniej. Jak pisze "Der Spiegel":  "Ameryka i Europa Zachodnia nie są zainteresowane pokazaniem dowodów, aby »nie zapędzić Putina w kozi róg«". Prezydent Rosji musiałby zostać napiętnowany jako "szkoleniowiec i dostarczyciel sprzętu dla bandy, która ma na sumieniu 298 osób".

mod

Za: Onet.pl