Sytuacja w Paryżu związana z protestem „żółtych kamizelek” coraz bardziej wymyka się spod kontroli. Wczoraj manifestującym udało się ukraść karabin z policyjnego radiowozu. „Zdobyto” też Łuk Triumfalny i doprowadzono do ogromnych zniszczeń w stolicy Francji. Płoną samochody, wybijane są szyby w sklepowych witrynach. Władze rozważają wprowadzeni stanu wyjątkowego.

Spośród protestujących, którzy sprzeciwiają się podwyżkom cen paliw, policja do tej pory zatrzymała już 412 osób. 113 osób zostało z kolei rannych, w tym 17 funkcjonariuszy policji.

Protest zupełnie wymyka się spod kontroli. Uszkodzono posąg Marianne – symbolu Republiki Francuskiej, pomazano sprejem Łuk Triumfalny, dochodzi do ogromnych zniszczeń – podpalania samochodów czy niszczenia elewacji budynków.

Prezydent Francji Emmanuele Macron, który przebywa na szczycie G20 w Buenos Aires powiedział wieczorem na konferencji prasowej:

To, co wydarzyło się w Paryżu, nie ma nic wspólnego z wyrazem pokojowego gniewu (...) Nie ma powodu, dla którego policja powinna zostać zaatakowana, (...) przechodnie lub dziennikarze są zagrożeni, Łuk Triumfalny zbezczeszczony. Sprawcy tej przemocy nie chcą zmian, chcą chaosu. (...) Zostaną zidentyfikowani i zatrzymani i odpowiedzą za swoje działania w sądzie. (...). Będę zawsze szanować opozycję, (...) ale nigdy nie zaakceptuję przemoc”.

Z kolei protestujący pod Łukiem Triumfalnym wzywali do jego dymisji, a na cokołach monumentu nad grobem Nieznanego Żołnierza wypisali czarnymi literami „żółte kamizelki zatriumfują”, rozwinęli też transparent z hasłem „Macron, przestań nas traktować jak durniów”.

dam/PAP,IAR