"Okiem Salwowskiego"



Czy nazizm był lepszy?

 

Jak wiadomo prawicowcy nie lubią politycznej poprawności. Polityczna poprawność wymaga zaś, by demonizować nazizm, a lekko przymykać oko na zło komunizmu. Tytułem bycia politycznie niepoprawnym ma się więc skłonność do odwrócenia tego schematu. Nie jest dziwnym zatem, iż wśród radykalnej prawicy panuje moda na traktowanie III Rzeszy w kategoriach mniejszego zła. To prawda, że nazizm był zły. Jednak komunizm oraz "demoliberalizm" reprezentowane przez aliantów, był jeszcze gorsze. Stąd już tylko krok do usprawiedliwiania udziału w II wojnie światowej po stronie Niemiec. Nierzadko więc na prawicy pojawiają się teksty wychwalające Leona Degrelle'a (dowódcę SS - Walonia, który jeszcze długo po wojnie, twierdził, iż Hitler oraz III Rzesza były w porządku), ubolewające nad tym, iż Polska nie wyruszyła na wojnę razem z Niemcami, oraz pokazujące inwazję na ZSRR w kategoriach antybolszewickiej krucjaty. Nie zawsze teza o mniejszym złu narodowego socjalizmu jest tu wyrażana wprost (choć często jest), ale całość wysuwanych w tym kontekście argumentów logicznie prowadzi do tego wniosku.  Wszak, gdyby nazizm dorównywałby swą ohydą komunizmowi, to niby z jakiej racji uprawnione miało by być walczenie w Waffen SS lub Wermachcie przeciw Armii Czerwonej?

 

Tolerancja mniejszego zła a II wojna światowa

 

Swą polemikę ze zwolennikami tezy o mniejszym złu hitleryzmu, zaczną od przyznania im w pewnym aspekcie racji. Owszem, gdyby panowanie III Rzeszy niosło za sobą zdecydowanie mniej złych elementów, aniżeli rządy komunizmu czy aliantów, dozwolona byłaby walka w szeregach niemieckiej armii lub przy jej boku. Oczywiście, wciąż byłoby zakazane uczestniczenie w zbrodniach dokonywanych przez niemieckich nazistów, jednak sam udział w wojnie po stronie III Rzeszy nie byłby wówczas złem. O ile bowiem nigdy i nigdzie nie wolno czynić, ani bezpośrednio współuczestniczyć w popełnianiu choćby i mniejszego zła, o tyle wolno ową nieprawość tolerować, a niekiedy dozwolona jest też pośrednia współpraca ze złem.

                 Co oznaczają te zasady, można wyjaśnić na przykładzie aborcji. Nigdy nie można zabijać nienarodzonych dzieci. Podobnie bezwzględnie niedozwolone jest bezpośrednio współpracować w tym procederze ( a więc np. podawać na sali zabiegowej potrzebne narzędzia aborterowi, informować zainteresowaną aborcją kobietę, gdzie może tego dokonać). Istnieje jednak wiele sfer, w których trudno nazwać nasze postępowanie mianem "bezpośredniej" współpracy w mordowaniu nienarodzonych. Kupując np. gazetę, w której czasami reklamują się mordercy nienarodzonych, raczej bezpośrednio nie wspieramy ich procederu. Głosując na polityka, który w odróżnieniu od innych polityków, opowiada się przynajmniej za ograniczeniem legalności aborcji, także  bezpośrednio nie pomagamy mu w realizacji jego i tak złych poglądów. Podobnie - jak o tym uczył - Jan Paweł II, w encyklice "Evangelium vitae", jest dozwolone parlamentarzystom głosować za ustawą, która ogranicza bezkarność przerywania ciąży, wówczas, gdy wprowadzenie całkowitej ochrony życia dzieci poczętych jest niemożliwe.

                 Przytoczone wyżej casusy nie opierają się na uprawomocnieniu mniejszego zła. Pokazują one jedynie, czym jest jego tolerancja. Toleruje się jakieś złe postępowanie, które czynią inni. Wiemy, że nie możemy mu zapobiec, a więc tego nie czynimy, próbujemy jednak przynajmniej ograniczyć jego zasięg i oddziaływanie. Oczywiście zarówno tolerancja mniejszego zła, jak i pośrednia z nim współpraca, nie powinny być normą, ale raczej wyjątkiem. Jeśliby więc uznać III Rzeszę za niosącą mniej zła od komunizmu czy państw alianckich, to żołnierz Wermachtu mógłby ze spokojnym sumieniem bić się na froncie, co nie oznacza jednak, ze miałby strzelać do cywilów, czy też obsługiwać komory gazowe w Auschwitz.

 

Komunizm, państwa alianckie - większe zło?

 

Jakie są jednak podstawy, by traktować nazizm w kategoriach mniejszego zła? Nawet w porównaniu z komunizmem teza o mniejszej ohydzie hitleryzmu jest cokolwiek naciągana. Zło narodowego socjalizmu jest trudne do przecenienia. Chęć zniszczenia chrześcijaństwa, represje względem chrześcijan, ludobójstwo z powodów rasowych, masowe mordy, zabijanie ludzi upośledzonych, wciągnięcie całych narodów w wir krwawej wojny, demoralizowanie podbitej ludności (np. w Polsce niemiecki okupant zalegalizował homoseksualizm i aborcję) - to straszliwe grzechy III Rzeszy, których chyba nie trzeba przypominać. Czy komunizm był w tej perspektywie gorszy? Owszem, liderzy bolszewiccy wymordowali więcej ludzi, ale przecież nazizm miał zdecydowanie mniej czasu, a przez to okazji niż ci pierwsi do dokonywania takich zbrodni. Gdyby hitlerowcy rządzili, tak jak komuniści 70 lat, prawdopodobnie pozostawili by po sobie jeszcze większe stosy trupów, aniżeli bolszewicy. W końcu, ok. 20 milionów zamordowanych cywili, w ciągu 6 lat trwania wojny, nie jest „wynikiem” pozwalającym mieć nadzieję, na mniej krwiożerczy wynik nazistów podczas 70 lat ich panowania. 

                     Poza ramy racjonalnego myślenia zdaje się zaś wykraczać porównywanie III Rzeszy do zachodnich państw alianckich. Jasne, że w praktyce ówczesnych państw Zachodu bez większego trudu można by znaleźć złe prawa i idee. Podobnie zresztą, jak w przypadku wszystkich państw, które kiedykolwiek istniały na tej ziemi. Czy jednak nie zbliżamy się do granicy absurdu, pragnąć stawiać na jednej płaszczyźnie nazistów i aliantów, a nawet sugerując, iż ci pierwsi reprezentowali mniejsze zło? Który z zachodnich rządów dążył do wymordowania całych grup ludności ze względu na ich rasowe pochodzenie? Czy Roosevelt albo Churchill zapowiadali, że zniszczą chrześcijaństwo, gdyż jawi się im ono, jako żydowski bękart? Łatwo jest ulegać patrzeniu na ówczesne państwa Zachodu, jako na wcielenie monstrualnego zła, gdy patrzymy na nie przez pryzmat dzisiejszego ich stanu. Jednak w l. 30 i 40 - tych XX wieku, mentalność Zachodu była pod wieloma względami inna. Aborcja była tam prawie całkowicie zakazana (i to w stopniu wyraźnie szerszym, aniżeli w III Rzeszy), przeciw pornografii zawierano nawet międzynarodowe konwencje karne, praktykujący homoseksualiści mogli w każdej chwili trafić do więzienia (podobnie zresztą jak cudzołożnicy), a uzyskanie rozwodu stanowiło wielki problem. Stosunek do wiary chrześcijańskiej instytucji publicznych również był życzliwy. Odwoływanie się do władzy Boga, wzywanie imienia Jezus, modlitwy, nie były wówczas w sferze państwowej czymś szokującym.

                    Nawet pomijając już największe zbrodnie nazizmu, jakimi było ludobójstwo, masowe mordy i rozpętanie wojny, system ten wyglądał na tle Zachodu fatalnie. Wprowadzony przez narodowych socjalistów zakaz aborcji był wyraźnie łagodniejszy, aniżeli na Zachodzie. W zasadzie dotyczył on tylko aryjskich dzieci, a nawet odnośnie nich, zezwalano na morderstwa, gdy tylko były one kalekie lub upośledzone. Nazizm zachęcał też do nierządu i cudzołóstwa (vide: organizowane dla niemieckich żołnierzy domy publiczne, czy też "Lebensborn", których zadaniem było spłodzenie jak największej ilości dzieci, jednak poza ramami małżeństwa).

                    Wizja II wojny światowej, jako zmagania się ze sobą mniej więcej równych sobie w złu antychrześcijańskich potęg jest całkowicie chybiona. Porównywanie zachodnich Aliantów do III Rzeszy, za pomocą wskazywania pewnych złych elementów w rządzących nimi prawach i zasadach, jest zupełnym lekceważeniem proporcji, jakie winno się zachować przy ocenie tego zjawiska. To tak jakby porównywać np. obecnie obowiązującą w Polsce ustawę o aborcji, która zezwala na tą zbrodnię w wyjątkowych okolicznościach do prawa czyniącego mordowanie nienarodzonych bezkarnym bez ograniczeń, i wskazywać, że jedno i drugie prawo są tak samo złe i niesprawiedliwe. A co powiedzieć na próby wykazywania, iż to III Rzesza była w ostatniej wojnie globalnej mniejszym złem?

Męczennik antynazizmu

Obojętnie ile byśmy atramentu nie wylali w celu obrony tezy o mniejszym złu nazizmu, czy choćby usprawiedliwiania udziału w II wojnie światowej po stronie Niemiec, chrześcijanie mają odpowiednią na to odpowiedź. Jest nią świadectwo tych wyznawców Chrystusa, którzy odmówili  kolaboracji z narodowo-socjalistycznym bezbożnictwem. Jedną z takich postaci jest  bł. Franciszek Jagerstatter, który odmówił wstąpienia w szeregi Wermachtu uznając wojnę Hitlera za złą i niesprawiedliwą, za co został też zamordowany. Dobrze by było, gdyby na prawicy to on, a nie Leon Degrelle stał się osobą cenioną i podziwianą.

Mirosław Salwowski