Nazywają go dyktatorem, a jego nazwisko jest lepiej znane niż nazwiska wielu przywódców państw, chociaż w kraju opozycyjni politycy i komentatorzy usiłują umniejszyć i ośmieszyć jego osobę. 

Ale to on sieje grozę i wywołuje obawy, że idą zmiany w kraju nad Wisłą - nieprzewidziane. Ten uśmiechnięty, niewielkiego wzrostu pan, mówi językiem prostym i zrozumiałym, dlatego trzeba karkołomnych manipulacji by przekręcać jego myśli dla niecnych celów. Dla osłabienia siły i wagi jego słów, ich niebezpiecznego oddziaływania na umysły ludzkie.

Dlaczego główne światowe media tak się tym panem przejmują? Pisze o nim ze zgrozą zarówno New York Times jak i Frankfurter Allgemeine Zeitung, że wymienię najgłośniejsze tytuły. Cóż on takiego głosi, że potęgi demokracji się niepokoją? Przecież chyba nie to, że chce on byśmy rządzili się sami jako wolny naród, tak ich przeraża. Ani nasz głód dobrej zmiany.

Czy to nie my powinniśmy się zacząć obawiać o standardy moralne zachodniego świata, skoro znalazł on sobie przeciwnika w starszym siwym panu, bez rodziny, bez armii, lubiącym kieliszek wina i piłkę nożną? Coś musi być nie tak z przywódcami państw, którzy nie radząc sobie we własnych krajach, szukają wrogów zastępczych. Mają u siebie strajki, manifestacje protestu przeciw polityce wobec uchodźców, zamachy terrorystyczne ze strony własnych obywateli - ale to w naszym spokojnym kraju usiłują wywoływać manifestacje antyrządowe. Czyżby rzeczywiście to u nas wyłaniała się jakaś niebezpieczna suwerenna siła, która przywróci biegom rzek właściwy kierunek? Jakaś myśl nowa i dobra nowina nabierały tutaj żywego kształtu?

Może też działa już obawa, że gdy w najbliższym roku odejdą obecni przywódcy zachodnich państw, to wyjdzie na jaw smutna o nich prawda. Ta, że gdy zginął  tragicznie prezydent Polski, to w strachu przed Rosją pochowali się po kątach. Nie stawili się, tak jak to się należy głowie państwa, w Kościele Mariackim w Krakowie na żałobnej Mszy Świętej - by pożegnać naszego prezydenta. 

Most nad nicością/salon24.pl