Kiedy Angielka zorientowała się, że jest w ciąży, postanowiła wziąć środki poronne. Po kilku tygodniach zauważyła, że nie zadziałały, a jej dziecko dalej się rozwija: „Nie miałem pojęcia, że ​​po aborcji nadal można być w ciąży” – powiedziała. Szybko więc podjęła decyzję o aborcji chirurgicznej.

Dwa i pół miesiąca po zabiegu kobieta zgłosiła się do lekarza z powodu bólu brzucha. Początkowo sądziła, że to skutek uboczny stosowania wkładki wewnątrzmacicznej. „Przeczytałam w internecie, że jednym z działań niepożądanych może być ból brzucha. Kiedy lekarz mnie zbadał i powiedział, że nadal jestem w ciąży, zaczęłam bardzo płakać. Ta wiadomość była jak bomba. Okazało się, że jestem w 16.tygodniu ciąży”.  

Pomimo dwóch nieudanych aborcji, Smith zdecydowała się na kolejną. Tłumaczyła, że nie chce być samotną matką i szkoda jej porzucać z tego powodu karierę zawodową: „Przeanalizowałam plusy i minusy tej sytuacji. Wiele lat ciężko pracowałam na swoją pozycję. Byłam też wychowywana przez samotną matkę. Jako mała dziewczynka cały czas tęskniłam, żeby tata do nas przyszedł. Nigdy się nie pojawił”.

Julie Smith przyznaje, że jej nienarodzone dziecko było, kiedy dokonywała aborcji, żywą istotą. „Nie wiem, czy ktoś zrozumie moją decyzję. Czuje, że wraz z tą trzecią aborcją jakaś cząstka mnie została wyrwana. Teraz wiem, że nie ma żadnej różnicy między aborcją w czwartym, a aborcją w szesnastym tygodniu ciąży. Skutek jest ten sam ”.

Tragiczna historia Julie pokazuje, że aborcja niszczy kobiety. Niektóre, tak jak Smith, mówią, że wraz z aborcją wyrwana została jakaś cząstka ich samych.  Z danych LifeNews wynika, ze ponad 65 proc. kobiet doświadcza syndromu poaborcyjnego. Kobiety te częściej popełniają też samobójstwa, niż te, które zdecydowały się urodzić dziecko.

MT/LifeNews