„Gruntowna zmiana w Kościele wymagałaby czegoś więcej niż zabiegów kosmetycznych. Tym bowiem, co generuje obecny monarchiczno-patriarchalny styl sprawiający, że nie sposób nazwać Kościoła katolickiego Kościołem ubogich św. Franciszka, są tak zwane bogate środki używane do sprawowania władzy. Gruntowna reforma wymagałaby likwidacji aparatu administracyjnego Watykanu charakterystycznego dla świeckiego państwa” - oznajmia Bartoś. A dalej wyjaśnia, że zlikwidować trzeba też nuncjaturę, a także znieść jakikolwiek nadzór Watykanu nad krajowymi Episkopatami, bowiem ten generuje „służalczość i pochlebstwo”.

Idąc dalej papież Franciszek mógłby w ogóle zlikwidować Kościół, zakazać udzielania komunii i spowiedzi dzieciom (co w innym miejscu już kiedyś Bartoś sugerował), a na koniec powołać Bartosia na stanowisko biskupa Rzymu. Wtedy w końcu na tronie papieskim – przynajmniej zdaniem byłego dominikanina – zasiadłby ktoś godny tego urzędu.

Bartoś jest jednak – i to nieco pociesza – pewien, że w sugerowanym przez niego samego kierunku Kościół nie pójdzie. „Tyle oczekiwań i nadziei! Czy jest szansa na ich spełnienie? Niewielka, prawie żadna. Papież Franciszek jest człowiekiem wychowanym w systemie hierarchiczno-patriarchalnym” - oznajmia. Cóż pozostaje czekać, aż konklawe samo z siebie wybierze eks-dominikanina na papieża... A na razie trzeba się zadowolić współpracą z anty-Kościołem rozmaitych Śród i Nowickich.

TPT/Wyborcza.pl