Papież, wbrew zapewnieniom mediów, nie koncentruje się w nim bowiem na reformie Kościoła (choć są w tym tekście i poświęcone temu fragmenty), ani na sugestiach dla kaznodziejów czy spowiedników (choć i to znajdziemy w EG), ale na wielkim wezwaniu do ewangelizacji. Franciszek chciałby uczynić z Kościoła jeszcze sprawniejszą, bardziej dynamiczną strukturę, w której każdy element – poczynając od papieża, przez biskupów, kapłanów, osoby konsekrowane, aż do wiernych – ewangelizuje. I to z pełną radością, zaangażowaniem, bez lęku. I właśnie z tego pragnienia wypływają wszystkie inne elementy papieskiego nauczania: stosunek do urzędu, dyscyplina sakramentalna czy wreszcie apel o dotarcie do ubogich.

„Nikt nie może podjąć walki, jeśli nie wierzy w zwycięstwo. Kto zaczyna bez wiary, stracił wcześniej połowę bitwy i zakopuje własne talenty. Nawet z bolesną świadomością własnej kruchości trzeba kroczyć naprzód i nie poddawać się oraz przypominać sobie to, co Pan powiedział do św. Pawła: wystarczy Ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” - podkreśla Ojciec święty. A te jego słowa mogą i powinny być przyjęte do serca każego chrześcijanina, niezależnie od tego czy jest on kapłanem czy świeckim. Walka o dusze, zaangażowanie w zdobywanie nowych wiernych jest zatem kluczem do tego pontyfikatu. Wszystko inne, no może poza walką z ekonomistyczną herezją antropologiczną, jest wtórne. Także rozmaite reformy instytucjonalne.

Warto się też wczytać w rozważania Ojca świętego na temat źródeł kryzysu ekonomicznego. „Stworzyliśmy nowych bożków. Kult starożytnego złotego cielca znalazł nową i okrutną wersję w bałwochwalstwie pieniądza i w dyktaturze ekonomii bez twarzy i bez naprawdę ludzkiego celu. Światowy kryzys, dotykający finanse i ekonomię, ujawnia własny brak równowagi, a przede wszystkim poważny brak ukierunkowane antropologicznego, wprowadzający człowieka tylko do jednej z jego potrzeb: do konsumpcji” - podkreśla papież. I trudno nie dostrzec, że w tych jego słowach jest głęboka mądrość, którą każdy musi sobie przyswoić, zapamiętując, że pieniądze są tylko środkiem, ale nie mogą być celem, a jeśli Bóg nas nimi obdarzył, to po to, byśmy nimi służyli, a nie by one służyły nam do zniewalania innych ludzi.

Ostatecznie jednak adhortacja „Radość Ewangelii” nie jest dokumentem skierowanym do wielkich instytucji, ale do zwyczajnych chrześcijan. To my jesteśmy wezwani do tego, by zmieniać swoje życie, by radować się Ewangelią i wreszcie, by ewangelizować. Życiem i słowem, bez obaw, bez frustracji i bez udawania, że jesteśmy tacy sami jak świat. Warto się w ten apel wsłuchać.

Tomasz P. Terlikowski