Kongres Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikke czarnym koniem tych wyborów? Takie pojawiły się opinie w mediach. Choć, moim zdaniem, notowania KNP są zawyżone, nie jest wykluczone, że partia ta przekroczy próg wyborczy głosami niedawnych zwolenników Gowina, nieudolnie kreującego się na konserwatywnego liberała i poprzednio sympatyków Palikota, którzy go ewidentnie opuścili na rzecz liberalnego ekscentryka z muszką.

Znam Mikkego od wielu lat, od wczesnej młodości. Był jednym z pierwszych polityków, z którym miałem kontakt w liceum (obok Marka Jurka). Wówczas był liderem Ruchu Polityki Realnej i właścicielem wydawnictwa liberałów, kontynuatorem słynnego Stefana Kisielewskiego. W 1988 r. uczestniczyłem wraz z gronem młodych konserwatystów w wiecu RPR w rocznicę manifestu Rady Regencyjnej Królestwa Polskiego, pod sztandarem "Pro Fide, Rege et Lege", który zresztą milicja zaaresztowała. Wówczas Korwin zachwycał żelazną logiką, prawicową ideowością i bezkompromisowością. Poparłem go w pierwszych wyborach prezydenckich, podczas których wieszałem jego plakaty z hasłem "Nasz Reagan jest młodszy". Dziś już tego hasła ponad 70-letni Korwin nie mógłby wywiesić.

Choć regularnie pisywałem w "Najwyższym Czasie!", nigdy nie należałem do UPR. Jednak jakiś sentyment do tej partii pozostał od czasów słynnych sejmowych polemik Korwina, w których wykazywał, że "rząd rżnie głupa". I Korwin musiał mieć do mnie jakąś słabość, gdyż przez wiele lat, mimo, że politycznie nasze drogi dawno się rozeszły (mentalnie i ideowo jestem konserwatystą, on grzęźnie w swoim szeroko pojętym liberalizmie), regularnie zapraszał mnie na swoje imieniny do Józefowa. I czasem bywałem, by przy pysznych zakąskach przygotowanych przez żonę Małgosię polemizować z jego wiernymi wyznawcami.

Dziś przed Mikke szansa, ale myślę, że ją zmarnuje, że weźmie w nim górę antysystemowość, że po raz kolejny okaże się bardziej publicystą niż rasowym politykiem, za jakiego zresztą się uważa. Korwin lubi prowokować i to na siłę, za wszelką cenę - idzie pod prąd dla zasady. Prowokacja zaciekawia, przyciąga, czasem inspiruje do myślenia, ale metoda ograniczona do prowokacji jest w gruncie rzeczy jałowa. Prowokacja równa się kontestacja. Prowokacją niczego się nie zbuduje. Prowokacją nie daje się podstawy do poważnego traktowania, do traktowania kogoś jako potencjalnego koalicjanta. 

Czy może traktować JKM jako potencjalnego koalicjanta JK? Dziś wydaje się to niemożliwe i ze względu na różnicę w podejściu do świata i ze względu na różnice osobowościowe. Jarosław Kaczyński jest typowym konserwatywnym mężem stanu, spokojnym, planowym, rozsądnym, Janusz Korwin-Mikke pozostaje rewolwerowcem, który często celnie strzela, ale i tak jako zawodnik grający wyłącznie na siebie jest skazany na porażkę i samotność w polityce. Ale on taki właśnie chce pozostać - jedyny w swoim rodzaju i całkowicie niezależny. Wie, że jakakolwiek koalicja, to kompromisy, których on nie uznaje. Z zasady. Wykuł kiedyś hasło o korycie władzy, przy którym tylko zmieniają się świetnie. Chcąc być konsekwentnym, nie zgodzi się być jedną ze "świń przy korycie". Pozostanie dożywotnim krytykiem "koryta", choćby miało to być kosztem Polski. Niestety.

Artur Górski
Poseł na Sejm RP