Anna Grodzka w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” odnosi się do ataków, jakie miały na nią spaść ze strony prof. Krystyny Pawłowicz. Pochwalona przez gazetę polityk, za to, że „nie weszła w pyskówkę” z posłanką PiS tłumaczy, że jej filozofia działania jest inna.

Grodzka pojechała do Mińska Mazowieckiego, gdzie wcześniej występowała prof. Pawłowicz i zaprosiła ją oraz wyborców na spotkanie. Prawicową młodzież, która się na nim pojawiała, polityk zapytała, kto chciałby reprezentować poglądy jej oponentki. Miał się zgłosić jeden chłopak. „Następnego dnia napisał mi maila, że nie podziela moich poglądów, ale wiele się nauczył i dziękuje mi za rozmowę. To jest dialog” - mówi dumna Grodzka.

Posłanka odnosi się także do kwestii światopoglądowych. Przypomina, że jest za rozdziałem Kościoła od państwa, a postulaty Janusza Palikota z 2011 roku są jej nadal bliskie. „Wpływ Kościoła na państwo może być tylko poprzez sferę "ducha", tymczasem w Polsce ten wpływ jest wręcz instytucjonalny” - uważa Grodzka i jako przykłady wskazuje „katechezę w szkolę opłacaną przez państwo, fundusz kościelny, komisję majątkową, która poza kontrolą społeczną rozdała ogromny majątek Kościołowi”.

„Kościół powinien być szanowany, ale na razie nie pozwala się szanować. Chce więcej, niż można mu dać” - komentuje rozmówczyni „Gazety Wyborczej”.

Grodzka wypowiada się także na temat tego, czy Polska powinna wysyłać broń Ukrainie. Jej zdaniem, to nie sprawi, że nasz sąsiad wygra z Rosją. „Nie ma takiej możliwości, chyba że to będzie wojna światowa. Dostarczanie Ukraińcom karabinów po to, żeby ci ludzie ginęli, byłoby niemoralne” - ocenia posłanka.

MaR/Gazeta Wyborcza