Fronda.pl: Jak informował portal defence24.pl, wojska lądowe USA planują przenieść dowództwo szczebla dywizji dla działań w Europie z Niemiec do Polski. Jaki jest cel tego przedsięwzięcia?

Andrzej Talaga, Warsaw Enterprise Institute: Najpierw warto powiedzieć ogólnie jak wygląda struktura sił amerykańskich w Europie. Jeśli chodzi o siły lądowe, to Amerykanie mają dwie brygady, po jednej w Niemczech i Włoszech, a także trzecią brygadę rotacyjną, która przybywa ciągle jeszcze do Polski. Takie siły lądowe wymagają dowodzenia na szczeblu dywizyjnym, aczkolwiek nie jest to jednoznacznie z dywizją w starym rozumieniu z ok. 10 tys. żołnierzy. To dużo bardziej skomplikowane, ponieważ takie dowództwo obejmuje siły powietrzne, siły kosmiczne, zwiad, wojnę elektroniczną. Jest to więc dowodzenie na poziomie kilku brygad w pełnym zakresie działań zbrojnych we wszystkich tzw. przestrzeniach, a więc przestrzeni lądowej, cyberprzestrzeni, itd.

Co zatem oznacza to, że ma się owo dowództwo znaleźć w Polsce? Nie jest to stuprocentowo pewne, ale prawdopodobnie tak rzeczywiście ma być. Oznacza to więc, że Amerykanie przewidują koncentrację znacznych sił w Polsce na wypadek konfliktu zbrojnego. Dowodzenie ma odbywać się nie z Niemiec, a z Polski, a więc o setki kilometrów bliżej do ewentualnego teatru działań wojennych, niż gdyby znajdowało się w Niemczech. Może to sugerować, że Polska stanie się krajem koncentracji głównych sił bojowych amerykańskich w Europie, a Niemcy, Francja czy Wielka Brytania będą raczej zapleczem logistycznym w stosunku do tych sił wysuniętych w Polsce i innych krajach Europy Środkowej.

Można zatem powiedzieć, że Amerykanie traktują poważnie obecność swoich sił w Polsce?

Tak, Amerykanie nie tylko traktują poważnie obecność w Polsce, ale też przewidują uczestnictwo znacznych sił w przypadku konfliktu zbrojnego, do którego chcą być przygotowani. To oznacza też, że Polska staje się krajem obecności sił bojowych w pełnym tego słowa znaczeniu, a nie sił ćwiczebnych, logistycznych, wspomagających. To bowiem co już znajduje się w Polsce ma charakter czysto bojowy, a będzie tego jeszcze więcej, gdyż jak słyszymy, do Powidza pod Poznaniem ma być przesunięty kolejny magazyn sprzętu dla kolejnej ciężkiej brygady amerykańskiej. Gdyby tak rzeczywiście było, mielibyśmy nie tylko dowództwo dywizyjne, ale dwie ciężkie brygady na terytorium Polski, a w razie konieczności z szybką możliwością przesunięcia kolejnych dwóch z Europy Zachodniej. Temu właśnie służy dowództwo, by skoordynować te siły we współpracy z NATO, ale poniekąd niezależnie od NATO, ponieważ to dowództwo nie natowskie, a amerykańskie. Dywizyjne dowództwo natowskie powstaje w Elblągu.

Czy to też gest polityczny, pokazujący, że Amerykanie chcą inwestować we wschodnią flankę NATO?

Politycznym gestem nazwałbym przesunięcie ciężkiej brygady. Natomiast to jest gest praktyczny, bo politycznie lepiej wygląda, gdy przemieszczają się czołgi i cały ciężki sprzęt niż stu czy dwustu oficerów przesuniętych do Poznania. Wydaje mi się więc, że to nie gest polityczny, a krok o znaczeniu militarno-organizacyjnym.

Spodziewa się Pan że Amerykanie będą dalej wzmacniać obecność swoich wojsk w Europie?

Będą wzmacniać o tyle, że powstanie baza w Redzikowie. Na pewno Polska będzie musiała wzmocnić obronę powietrzną tych sił amerykańskich. Prawdopodobnie Amerykanie przesuną swoje siły obrony powietrznej, a więc wyrzutnie antyrakietowe i wyrzutnie przeciwlotnicze do Polski. Nie sądźmy jednak, że pojawią się kolejne ciężkie brygady, ponieważ Amerykanie nie zamierzają trzymać więcej wojsk w Europie, bo nie jest to teren, który grozi tak ostrymi napięciami jak w Korei Północnej. Już w Europie znajduje się 30 tysięcy żołnierzy. Kontynent europejski jest relatywnie spokojny mimo działań Rosji i nie spodziewam się kolejnych jednostek zwartych. Dowództwo dywizyjne to naprawdę sporo i nie liczmy raczej na więcej. To naprawdę jest nieźle.

Czy to też sygnał do tego by tym bardziej wzmacniać swoje zdolności obronne w związku z obecnością wojsk amerykańskich?

Zdecydowanie tak, ponieważ Amerykanie – nazwijmy to nieco na wyrost – „zaufali” Polsce, bo nasz kraj spełnia kryterium NATO, a więc 2 proc. wydatków PKB na obronność i ma w planach zwiększenie do 2,5 proc. Po drugie, polska armia rzeczywiście jest jedną z najlepszych obecnie w Europie. To nie znaczy, że jest świetna, ale to pokazuje też, że tak złe są inne armie europejskie, które dopiero się reformują. Armiami zdolnymi do działań operacyjnych są tylko trzy armie łącznie z polską. Oprócz naszej to armie brytyjska i francuska. Nasza armia to największa obecnie siła militarna w Europie i choć mniejsza pod względem wydatków niż niemiecka, to zdolna do działań operacyjnych. Nasze wydatki na obronność powinny wzrosnąć, ponieważ koncepcja amerykańska zakłada przerzucanie sił na teatr wojny, a nie obecność wojsk US Army w wielkim wymiarze. Nie będą w Europie oczywiście stacjonowały setki tysięcy amerykańskich żołnierzy. Do czasu przerzutu amerykańskich sił w razie konfliktu polska obrona musi wytrzymać, a to może zająć nawet miesiące. Dlatego tym bardziej nasze wysiłki są niezbędne, by móc bronić się przez tych kilka miesięcy.

Dziękujemy za rozmowę.