Fronda.pl: Służba Bezpieczeństwa Ukrainy podała, że w marcu na Ukrainie zatrzymano więcej agentów i szpiegów w Rosji niż przez ostanie 23 lat. Jaki wpływ na wewnętrzne sprawy Ukrainy ma Rosja?

Andrzej Talaga: Ogromny. Chociażby przez to, że infiltruje służby ukraińskie. Oblicza się, że na wschodzie, jeśli idzie o milicję i służby bezpieczeństwa, nawet do 70 proc. funkcjonariuszy jest lojalna wobec Rosji, a nie wobec władz w Kijowie. Nie lepiej jest w armii. Armia również nie jest lojalna wobec rządu Jaceniuka. Nie wiadomo jakby się zachowała w obliczu konfliktu zbrojnego. Na Krymie przecież 30 proc. żołnierzy przeszło na stronę rosyjską, w tym dowódcy floty. To jest bardzo silny i poważny atut Rosji. Rosja na Ukrainie ma swoich ludzi rozmieszczonych w strukturach państwowych i bezpieczeństwa.

Bojówki, które oglądamy to jest zbrojne ramie. Siła, której używa jako drugiego argumentu. Jednak ten pierwszy, czyli filtrowanie państwowych służb ukraińskich, jest ważniejszy.

Dziś, o 8 rano, upłynęło ultimatum wysunięte przez władze Ukrainy prorosyjskim separatystom okupującym siedziby instytucji państwowych we wschodnich regionach kraju. Separatyści nie mają zamiaru się wycofać. Czy to oznacza, że na Ukrainie dojdzie do walk?

To jest dziwne, bo przecież nie pierwsze, ultimatum. To jest już drugie albo trzecie ultimatum i żadne nie zostało spełnione. Rząd do tej pory nie uderzył zbrojnie na opanowane budynki administracji czy SBU. Wydaje się, że nie chce uderzyć bo gdyby chciał to by to zrobił. Dlaczego? Bo obawia się, że Rosja wykorzysta to jako pretekst do interwencji. Do ogłoszenia światu, że zostali napadnięci, pokrzywdzeni, zabici. Dlatego musi interweniować. Nie spodziewam się by było silne uderzenie ukraińskie na separatystów bo to byłoby niekorzystne dla Ukrainy. Będzie to raczej przepychanie się, strzały, próby przekupienia, wystraszenia przy użyciu, jak już próbowano robić, rożnego typu chemikaliów ale taka ostentacja raczej nie.

Pełniący obowiązki prezydenta Turczynow wysunął pomysł by równocześnie z wyborami prezydenckimi przeprowadzić referendum dotyczące jedności Ukrainy. Czy taki pomysł może zostać zrealizowany?

To zły pomysł bo osoba pełniąca obowiązki prezydenta w ogóle nie powinna pytać czy jego naród chce jedności. To, że Ukraina jest państwem unitarnym i zjednoczonym, jest założeniem konstytucyjnym. Nie można pytać czy chcecie się podzielić.

Rozumiem jednak, że on tym referendum chce pokazać, że wschodnia Ukraina nie chce stałego odłączenia się od Ukrainy. To jest prawda. To dałoby silny argument wobec Rosji: zrobiliśmy referendum, zadaliśmy pytanie, odbyło się ono uczciwie. Ludzie powiedzieli, że nie chcą podziału Ukrainy, nie chcą się odłączać. Ale wyobrażam sobie co zrobiłaby Rosja by takie referendum ośmieszyć, uniemożliwić jego przeprowadzenie. Wystarczy kilkanaście zbrojnych wyczynów, podobnych do tych jakie mają teraz miejsce, by ono w Doniecku, Charkowie, Ługańsku się nie odbyło. Kolejna rzecz - jak miałoby przebiegać referendum na terenie państwa, którego część jest okupowana przez Rosję czyli na Krymie? Jeśli by się ono odbyło tylko w części państwa to byłoby ono nielegalne. To jest pułapka, w którą Turczynow może łatwo wpaść.

Not.Ab