Episkopat Polski napisał list, w którym postulują zmniejszenie liczby punktów sprzedaży alkoholu, zakaz handlu nim w godzinach nocnych i na stacjach benzynowych oraz ograniczenie promocji w mediach. To wszystko w ramach walki z pijanymi kierowcami na polskich drogach. Czy apel polskich biskupów jest słuszny. Zapytaliśmy o to eksperta ds. ekonomicznych Andrzeja Sadowskiego z Centrum im. Adama Smitha.

Warto na początku zobaczyć, gdzie takie zakazy obowiązują i jakie są tego konsekwencje. Na północy, w Szwecji mamy monopol państwa na sprzedaż alkoholu. Sklepy monopolowe to element bardzo wyjątkowy w szwedzkim krajobrazie, funkcjonują niezwykle krótko, są nawet nie oznaczone, tak więc obcokrajowiec na terenie Szwecji będzie miał problemy z kupnem alkoholu, bo nawet nie będzie w stanie zidentyfikować takich sklepów. Mimo tego, społeczeństwo szwedzkie jest społeczeństwem, które nadużywa alkoholu. To już nie jest tylko kwestia słynnych promów do Polski i wprawianie się w stan, „nieważkości w czasie” podczas podróży i na terenie Polski, ale sprowadzanie przez Szwedów alkoholu z Europy w ramach tzw. detalizacji przepisów, jeżeli chodzi o handel w Unii Europejskiej. Również z powodu utrudnień w dostępie do alkoholu, tworzą się, jak za czasów PRL tzw. mety, czyli nielegalne punkty sprzedaży alkoholu.

Dlatego problem nie tkwi w sieci dystrybucji alkoholu. Polacy, jak pokazują statystyki, zaczynają inaczej konsumować alkohol. Piją coraz więcej wina, rezygnując z ciężkich alkoholi. Zaczynamy bardziej przypominać społeczeństwa Południowej Europy, gdzie alkohol jest elementem codziennym, ale nie nadużywanym. Stąd sama dostępność nie świadczy o tym, że Polacy są narodem, tak jak też narody wschodnie, upijającym się.

Kampania medialna polityków nie ma nic wspólnego z poprawą bezpieczeństwa na drodze i wiedzą jaka wypływa z analizy statystyki wypadków. Jeden z polskich lekarzy, przedstawił swoje badania wypadków na drogach. Według niego wypadki najczęściej powodują kobiety między 30 a 40 rokiem życia, w służbowych samochodach, całkowicie trzeźwe przejeżdżające pieszych na pasach. Episkopat nie powinien wpisywać się w pozorowaną aktywność polityków.

Natomiast pijani kierowcy są nie tyle polskim problemem, tylko problemem wymiaru sprawiedliwości, który w Polsce po prostu nie funkcjonuje! To jest element, który sprawia, że ludzie, którzy pod wpływem alkoholu prowadzili, mogą odzyskiwać prawa jazdy i dalej prowadzić. Poza tym, to również kwestia absurdalnych norm, które w Polsce przyjęto odnośnie alkoholu. Bo jeżeli przyjrzymy się statystykom dotyczącym wypadków na drodze, to najmniej mają ich kraje, które dopuszczają promile alkoholu we krwi. Np. w Rosji współczynnik dopuszczalności alkoholu we krwi wynosi 0 proc., ale to nie znaczy, że w Rosji nie pije się alkoholu i nie prowadzi pod jego wpływem samochodów.

Kraje południowej Europy, które dopuszczają do 0,5 promila alkoholu we krwi, czyli np. wypicia jednego czy dwóch kieliszków wina do obiadu, mają najniższą statystykę wypadków i to wypadków ze skutkiem śmiertelnym.

Widać, że Episkopat próbuje zająć stanowisko w kwestiach, które wywołują politycy zamiast zajmować się sprawami o wiele ważniejszymi dla naszego społeczeństwa jak chociażby pozbawianie Polaków możliwości pracy w kraju poprzez podwyższanie podatkowania tejże pracy. Pamiętam list Episkopatu Polski, niezwykle ważny i istotny, z końca lat 90-tych, w którym mowa była o bezrobociu i źródle bezrobocia, jakim jest błąd ludzki a nie błąd boski. Bezrobocie można było naprawić prowadząc dobre rządzenie. I takich w naprawdę ważnych dla Polaków sprawach listów należy oczekiwać od polskich biskupów.

Rozmawiał Sebastian Moryń

Czytaj również:

Ograniczyć promocję i sprzedaż alkoholu chcą polscy biskupi

Br. Marcin Radomski dla Fronda.pl: Apel biskupów o trzeźwość jest jak najbardziej szczery!