Fronda.pl: W ubiegły weekend na łamach „Die Welt” pojawił się artykuł pochylający się nad kwestią włączenia Ukrainy w struktury UE. Z analizy niemieckiego dziennika wynika dość jasno, że Ukraina w Unii oznacza korzyść dla Polski, nie będzie ona natomiast korzystna dla Niemiec, bo przesuwa środek ciężkości w UE na wschód.

Prof. Grzegorz Górski (były sędzia Trybunału Stanu, nauczyciel akademicki): W Niemczech panuje już świadomość tego, że w końcu 2022 roku rozpoczął się proces przebudowy architektury europejskiej. Tak po prawdzie zaczęło się to wcześniej, wraz z objęciem prezydentury przez Bidena i Niemcy miały w tamtej wersji „nowej architektury” pełnić rolę kluczową. Naiwna administracja demokratyczna zakładała, że to Niemcy z Rosjanami ułożą nowy porządek europejski, który zwolni ich z odpowiedzialności za Europę.

Po Kabulu rozsypało się to w gruzy, a Rosjanie uznali, że można wywrócić ten stolik, bo Ameryka jest słaba. Uderzenie na Ukrainę miało służyć postraszeniu reszty Europy i pokazaniu, kto jest nowym panem, komu wszystko wolno. To zmieniło strategię amerykańską, ale Niemcom cały czas wydaje się, że jeśli doprowadzą szybko do zakończenia wojny na swoich warunkach, to wrócą do gry jako główny czynnik nowego meblowania Europy. W tej ich grze jest świadomość, że Anglosasi, głównie Brytyjczycy chcą innych rozdań i silnie współpracują w tym zakresie z Polską. Tego właśnie Niemcy strasznie się boją.

W miniony weekend szef niemieckiej partii rządzącej - SPD zadeklarował, że Niemcy powinny objąć militarne i polityczne przywództwo w Europie. Czy to militarne niemieckie przywództwo na Starym Kontynencie niosłoby ze sobą jakieś realne zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski i Europy?

To typowe wishfull thinking. Rząd federalny jest w ciężkim położeniu. Ma świadomość, że zawaliła się właśnie cała niemiecka strategia neoimperialna. Opierała się ona na uzależnieniu od Niemiec (politycznym i gospodarczym) Mitteleuropy, dominacji w Unii Europejskiej i uprzywilejowanych stosunkach politycznych i gospodarczych z Rosją. Niemcy miały być swoistym rozgrywającym między USA a Rosją, USA a Chinami i na tym zyskiwać pozycję. Stara wilhelmińska zasada. Ale oczywiście chcieliby do tej roli wrócić. Nie ma zbyt wielu chętnych aby to akceptować, bo raczej wszyscy cieszą się z osłabienia Niemiec. Ale oni nie ustaną w staraniach, będą chcieli powrotu do tych starych reguł gry. Głównym ich przeciwnikiem na ten moment jesteśmy my, dlatego zrobią wszystko by nas złamać.

U naszych zachodnich sąsiadów pojawiają się głosy (choćby ostatnio z zarządu potężnego medialnego koncernu Axel Springer), żeby działać na rzecz przyszłej współpracy z postputinowską Rosją. Czy Niemcy rzeczywiście, pomimo wojny na Ukrainie, dość szybko wrócą do dobrych relacji z Rosją?

W jakimś sensie są na to skazani - tak skonstruowali swoją politykę gospodarczą, że w innych parametrach muszą ponieść olbrzymie szkody. Walczą o gospodarcze przetrwanie, a to może im tylko zapewnić uprzywilejowana pozycja w relacjach z Rosją. Dlatego tak lawirują i robią wszystko, by tak naprawdę zmusić Ukrainę do poddania się. To jest racja ich istnienia w roli nawet nie tyle supermocarstwa, ale nawet europejskiego lidera. W tym sensie to Putin rzeczywiście trzyma ich mocno za gardło. Mogliby z tego wyjść, ale musieliby zarzucić te wszystkie „zielone demagogie”. Bez tego są skazani na chodzenie na pasku Rosji.

Nowe niemieckie dostawy broni dla Ukrainy - jakie cele przyświecają tu Niemcom, skoro tak wiele wskazuje na to, że chcą oni jednak za wszelką cenę kontynuować swoje przyjazne relacje z Rosją?

Tak, dokładnie. Mają oczywiście świadomość tego, że żeby zachować resztki przyzwoitości trzeba udawać solidarność z Ukrainą, muszą też nolens volens słuchać dyspozycji kierowanych z USA. Muszą „zachować jedność”. Ale istotne cele są oczywiste i żadne okrągłe pogadanki Scholza tego nie zmienią.

W dzisiejszym wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” ambasador Niemiec wyraził opinię, że to rząd RP torpeduje kwitnące stosunki polsko-niemieckie. Współpraca gospodarcza pomiędzy naszymi krajami jest konieczna, ale w jakim stopniu świadomość, że cele polityki Niemiec są zupełnie odmienne od naszych, o czym pisał m.in. wspomniany „Die Welt”, powinna istotnie wpływać na polską politykę wobec zachodniego sąsiada? Czy Niemcy po polskiej akcesji do UE nagle stały się krajem, który dąży do polskiego dobrobytu?

Skomentuję to prosto – jeżeli rząd federalny uznał, że po dwóch latach misji trzeba tego pana z Warszawy wyrzucić, to jest to najlepszy komentarz. Temu panu pomyliły się po prostu porządki. On cały czas działał tutaj jak funkcjonariusz BND, który miał do wykonania konkretne zadanie. Każdy rozsądny człowiek w Polsce wie jakie, bo koincydencja jego przyjazdu do Warszawy i powrotu na białym koniu „króla Europy” nie były dziełem przypadku. Nowy rząd federalny uznał, że tak skompromitowaną postać trzeba jak najszybciej wycofać ze stolicy Polski. Ale ten pan – jak przystało na dobrze wychowanego w określonym duchu Niemca – postanowił nawet na koniec nie skorzystać z prawa do milczenia. No to i się wypowiedział – prawdziwie po niemiecku – z dobrze nam znaną niemiecką subtelnością. To tyle w tym temacie, bo odnoszenie się do jakiegokolwiek tekstu tego pana mija się z celem.