I oto Bóg stawia przed nami trzy zadania, taki trójkąt: „Dzieci, rodzice (dom), nauczyciele (szkoła)”. zadania stare, jak świat, ale z którymi trzeba sobie radzić niejako od początku.

Dzieci. Nie dość jest nigdy powtarzać, że dziecko poczęte i urodzone jest zawsze darem Bożym. Oczywiście błogosławionym miejscem poczęcia i urodzenia dziecka jest sakramentalny związek mężczyzny i kobiety. Dziecko nie staje się też własnością rodziców przez to, że poczęło się w inny sposób lub w innym środowisku. Nigdy nie dyskryminujemy dzieci. Czasem ten dar jest wspaniałą radością, czasem ciężarem trudnym do udźwignięcia, gdy kończy życie po kilku dniach czy nawet godzinach, albo żyje niepełnosprawne. Dziecku zawsze należy się szacunek. Nie wolno go bić, wyzywać i karać niesprawiedliwie. Samo też musi okazywać szacunek rodzicom i wszystkim starszym. Dziecko ma prawo do szczerej rozmowy ze starszymi, nie może być przymykane argumentem, że jest młodsze. Dzieci powinny umieć okazywać wdzięczność. A także cieszyć się, że mogą kształtować oblicze otoczenia przez swoją pracę fizyczną oraz intelektualną. Wprowadzenie dziecka w atmosferę obłudy, osaczenia, braku zaufania otoczenia, może w skrajnych wypadkach doprowadzić do samobójstwa młodocianego…

Rodzice. Nawet ci, którzy mają wzorowe rodziny i wkładają wiele wysiłków w wychowanie, wiedzą, jak jest trudno zaszczepić dzieciom podstawowe wartości. Powinni wyegzekwować to, że skoro przy ślubie obiecali wychować dziecko po katolicku, to póki dziecko jest na ich utrzymaniu, powinno ich słuchać i w tym nie przeszkadzać. Zdecydowanie trzeba wyrazić swój sprzeciw wobec żyjących bez ślubu (powodem zwykle utrata żywej wiary), choć czasem nie pozostaje nic innego, jak modlitwa i tolerowanie takiego stanu. Dobrze jest od początku stworzyć w domu klimat prawdy i zaufania. W młodszych już klasach należy uczyć poszanowania dla nauczycieli, koleżanek i kolegów. Jeśli zaś wypadnie coś doradzić, to rzeczowo, sensownie, a nie dlatego, że za naszych czasów tak było.

I wreszcie pracuj tak, by po tobie nie było trzeba poprawiać.

Nauczyciele. Jeśli kierujący oświatą zapominają w swych szczytnych organizacyjnych, ideologicznych. reformatorskich zapędach o tym, że nauczyciel też musi cos jeść, gdzieś mieszkać, ubrać się i mieć parę groszy na potrzeby kulturalne, to niech się nie dziwią, że powstają niepokoje i dezorganizacja.

Pamiętny kryzys strajkowy przyniósł mi zarzuty, że siedząc w klasztorze nie mam pojęcia o tym, co się dzieje w nauczycielskim świecie, piszę o sprawach, na których się nie znam. Nie musiałem wycofywać się ze swoich opinii, ale szczerze przeprosiłem tych, którzy mogli się czuć urażeni moimi słowami.

Wspomnę najpierw moje uczniowskie czasy. Najpierw były to cztery klasy szkoły podstawowej (powszechnej – mówiło się wtedy) przed wojną. Potem klasy 5,6 i 7 podczas okupacji niemieckiej. Wtedy to były też klasy 1 i 2 na tajnych kompletach i wreszcie od roku 1944 c. d. Gimnazjum i Liceum im. Bolesława Prusa aż do matury w rodzinnych Siedlcach. Do dzisiaj pamiętam prawie wszystkich swoich nauczycieli. Niektórych odwiedzałem w ich mieszkaniach długie lata po zakończeniu szkoły. Jednych lubiło się bardziej, innych mniej, ale wszyscy byli autorytetami. Wychowywali i uczyli. I dobrze nauczyli, dając podstawy do dalszej nauki i dorosłego życia. Budowali swą odwagą i patriotyzmem, gdy w czasie okupacji niemieckiej czy to w nauczaniu publicznym, czy zwłaszcza na tajnych kompletach, prezentowali postawy, których ujawnienie mogło im grozić więzieniem, obozem lub śmiercią. Cieszyli się wielkim autorytetem. W domu nie słyszało się o nauczycielach złego słowa. Oczywiście nie było mowy o problemach, które nurtowały nie dawno (a i dziś) środowisko nauczycielskie. I potem sam zacząłem uczyć dzieci. Już jako kleryk prowadziłem w 1950 r. lekcje religii w czwartej klasie. Formalnie przestałem uczyć w r. 1992, ale przez ten cały czas odwiedziłem dziesiątki szkół i do dzisiaj utrzymuję żywy kontakt z nauczycielstwem.

Podkreśla się dzisiaj, zbyt rzadko i zbyt cicho, że nauczyciele są ze wszystkich zawodów najważniejszym. Każdy zawód zaczyna swe wyksztalcenie już od przedszkola. To, co wynosi z wykształcenia początkowego i podstawowego stanowi fundament ich dalszego życia. Dlatego społeczeństwo i państwo powinno im stworzyć takie warunki, by mogli bez przeszkód być nauczycielami i wychowawcami. Budżet edukacji jest tak ważny, jak budżet obrony państwa. Oczywiście, nauczycielom też stawiamy wymagania. Poza dobrym fachowym wykształceniem powinni umieć współpracować z rodzicami. No i kochać dzieci. Z jaką satysfakcją słyszałem w tych trudnych dniach słowa: „ja od moich dzieci nie odejdę” i „pieniądze to nie wszystko”. (Mówiąc nawiasem nie widziałem jeszcze nauczyciela żyjącego w nędzy). I tu już chodzi o coś więcej niż zawód, chodzi o powołanie nauczycielskie. Dzieci mają prawo do miłości wychowawców zwłaszcza gdy w tylu domach miłości im brak.

Módlmy się byśmy się nie zawiedli na naszych nauczycielach, a oni, by mieli u nas jak najlepsze warunki do pracy z dziećmi oraz do współpracy z rodzicami i naszą lokalną społecznością.

Tekst ukazał się na blogu ojca Leona Knabita OSB

Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.