W rozmowie z „Rzeczpospolitą” Arndt Freytag von Loringhoven ubolewał nad działaniami polskich władz, które publicznie wzywają Berlin do większej stanowczości wobec agresji Rosji i szerszego wsparcia dla Ukrainy.

- „Zadaję sobie pytanie, jakie intencje mają obecne władze w Warszawie? Czy chcą one, aby Niemcy były silnym sojusznikiem Polski, czy też potrzebują nas w roli kozła ofiarnego dla rozgrywania własnych problemów wewnętrznych? To szczególnie niepokojące w dzisiejszych czasach, gdy Rosja stara się wykorzystać każdy podział, jaki rysuje się na Zachodzie. Nie jestem więc w stanie pojąć logiki takiego działania”

- stwierdził niemiecki ambasador.

Dodał, że nie rozumie, dlaczego wedle polskich władz „publiczna presja na Niemcy jest skuteczna, by skłaniać nas do ustępstw choćby w sprawie sankcji na Rosję czy w sprawie nauki języka dla mniejszości”.

Na tym jednak nie koniec oskarżeń pod adresem Zjednoczonej Prawicy. Dyplomata przekonywał również, że zaproszenie do Warszawy m.in. Viktora Orabana, Matteo Salviniego i Marine Le Pen było… pośrednim wspieraniem przez Polskę interesów Putina.

- „A czy osłabienie praworządności w Polsce nie podważa jedności Zachodu, która jest dziś tak pilnie potrzebna?”

- dodał.