Coraz częściej dziennikarze liberalno-lewicowych mediów dzielą Kościół czy biskupów na „otwartych” i „zamkniętych”. Nad istotą tego podziału zastanawia się w swoim felietonie na łamach portalu Opoka o. Dariusz Kowalczyk SJ.
- „Zamknięty? Na co zamknięty? Chyba na grzech zamknięty! Albo: Otwarty? Na co otwarty? Chyba na tyleż głupie, co szkodliwe ideologie otwarty!”
- pisze duchowny.
Jezuita przypomina, że Kościół z definicji jest otwarty, bo jest „katolicki”, czyli powszechny – posłany do każdego człowieka. Jak jednak zauważa, z tego faktu wynika, że każdy człowiek jest do Kościoła zaproszony, nie jednak, że każdy człowiek może „wejść do Kościoła na własnych warunkach”.
- „Nie! Katolikiem można się stać na warunkach Kościoła, którymi są wiara i sakrament chrztu. Tymczasem dzisiaj rozprawianie o otwartości Kościoła, to najczęściej pustosłowie. Nierzadko obłudne pustosłowie. Wszak ci, którym otwartość nie schodzi z ust, bardzo często są pyszałkowato zamknięci na inaczej myślących, niż oni”
- zwraca uwagę teolog.
O. Kowalczyk przypomina też, że granica, mur czy ogrodzenie nie symbolizują w Piśmie Świętym zła, a przeciwnie – ład, ochronę i świętość.
- „Otwartość bez granicy nie jest cnotą – jest głupotą albo manipulacją”
- podkreśla.
Tak też Chrystus wzywa uczniów, by wchodzili przez „ciasną bramę”.
Potrzeba troski o depozyt Kościoła
Autor porównuje troskę o depozyt wiary Kościoła z troską o swój dom. Zwraca uwagę, że ktoś, kto wyjeżdżając, zostawiłby otwarte drzwi mieszkania, nie odznaczałby się otwartością, a prowokującą złodzieja głupotą.
- „Tak samo Kościół: depozyt wiary, sakramenty, nauka, moralność – to skarby, które trzeba chronić. Nie przed ludźmi (Kościół jest otwarty na wszystkich ludzi), ale przed błędem, relatywizmem, profanacją, ideologią. Granice nie są wymierzone przeciwko człowiekowi, ale przeciwko temu, co niszczy człowieka i wspólnotę”
- wskazuje.
