W nocy z 9 na 10 września w polską przestrzeń powietrzną wtargnęło 21 rosyjskich dronów, z których kilka zestrzelono. W czasie tych wydarzeń w miejscowości Wyryki doszło do zniszczenia dachu jednego z domów. Na początku przypuszczano, że w budynek uderzył dron lub jego fragment. Później jednak „Rzeczpospolita” ujawniła swoje nieoficjalne ustalenia, wedle których w budynek uderzyła rakieta polskiego myśliwca F-16, wystrzelona w czasie neutralizacji dronów. Ostatecznie informacje te potwierdził na antenie TVN24 minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak.

- „Wszystko na to wskazuje, że była to rakieta wystrzelona przez nasz samolot w obronie Polski, w obronie ojczyzny, w obronie naszych obywateli. I wojsko zadeklarowało, że te straty pokryje”

- powiedział.

Teraz swoimi nowymi ustaleniami dzielą się reporterzy Radia ESKA, którzy twierdzą, że w dom w Wyrykach uderzyła rakieta wystrzelona z norweskiego myśliwca F-35. Jeszcze inną wersję wydarzeń podaje Onet. Wedle dziennikarzy tego portalu, była to rakieta wystrzelona przez holenderski F-35.

Wedle ustaleń Onetu, który powołuje się na źródła w wojskowych i specjalistycznych źródłach, była to rakieta średniego zasięgu „powietrze-powietrze” AIM-120 AMRAAM amerykańskiej produkcji. Kierowana jest radiowo.

- „Jeżeli radar samolotu nie „widzi” celu, to nawet jeżeli pilot naciśnie przycisk „Fire”, to rakieta nie zejdzie z zaczepu, czyli nie może zostać odpalona. To swoisty bezpiecznik, który uniemożliwia przypadkowe wystrzelenia rakiety z samolotu. Wprawdzie w samolotach F-16 czy F-35 istnieje techniczna możliwość wystrzelenia rakiety bez określonego przez radar celu — w żargonie wojskowym Mad Dog — ale wymaga ona od pilota zastosowania innych procedur i niesie za sobą większe ryzyko”

- wyjaśnia Onet.

Portal miał też ustalić, że w momencie montowania rakiety na zaczepach samolotu, była ona w pełni sprawna. Do awarii miało dojść dopiero po jej wystrzeleniu.

- „Zapytaliśmy nasze źródła, dlaczego rakieta nie eksplodowała przy zetknięciu z dachem budynku. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że choć usterki zdarzają się w każdym sprzęcie, to NATO dysponuje na tyle nowoczesnymi rozwiązaniami, że ograniczają one do minimum zniszczenia uboczne w przypadku wystąpienia takich usterek. Tak się też stało w Wyrykach”

- relacjonuje Onet.