Po piątkowym spotkaniu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem na Alasce, wczoraj prezydent USA Donald Trump zaprosił do Białego Domu prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Ukraińskiemu przywódcy postanowili towarzyszyć liderzy państw europejskich, ale w delegacji zabrakło przedstawiciela Polski. W kontaktach w ramach tzw. koalicji chętnych, której reprezentanci towarzyszyli Zełenskiemu, Polskę reprezentuje premier Donald Tusk. O przyczyny, przez które wczoraj nie został zaproszony do stołu, portal wPolityce.pl zapytał prof. Piotra Grochmalskiego.

- „Mamy tu cały kompleks przyczyn, a pierwszą z nich jest to, że Tusk jest po prostu radioaktywny”

- stwierdził politolog.

Zaznaczył, że nie chodzi tylko o stosunek Donalda Trumpa do szefa polskiego rządu.

- „Nie tylko ze względu na Trumpa. Tusk załatwił już Niemcom wszystko, co było do załatwienia w relacjach bezpośrednich. Chodziło na przykład o stanowisko ws. reparacji i wstrzymanie kluczowych inwestycji w Polsce. To uzyskał były kanclerz Olaf Scholz. Z kolei obecny kanclerz Friedrich Merz uznaje Tuska za produkt Angeli Merkel. Merz był wcześniej ofiarą bardzo brutalnych działań ze strony Merkel, walki politycznej wewnątrz CDU i w związku z tym nie uznaje Tuska za partnera dla siebie”

- powiedział.

- „Wystarczy sobie przypomnieć tę sytuację z podróży do i z Kijowa, kiedy nie zaproszono go do wspólnego wagonu, pokazano, gdzie jest jego miejsce. To był bardzo wyraźny sygnał, że Tusk im przeszkadza i jest obciążeniem. Zełenski gra o zbyt wysoką stawkę, aby ciągnąć za sobą człowieka, który jest płachtą na byka, jest radioaktywny, a równocześnie jest osobą słabą”

- dodał.

Wyjaśnił, że Donald Tusk znalazł się w fatalnej pozycji przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że postawił wszystkie karty na Demokratów i otwarcie obrażał Donalda Trumpa, który ostatecznie wygrał wybory w USA. Po drugie natomiast dlatego, że oparł całą swoją politykę o przeczekanie prezydenta Andrzeja Dudy i zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w wyborach, które ten ostatecznie przegrał. Obciążeniem w relacjach z USA jest też wybór Radosława Sikorskiego na szefa MSZ - zarówno z uwagi na prezentowane przez niego poglądy, jak i z uwagi na działalność jego żony.

- „Dodatkowo mamy straszną awanturę personalną dotyczącą wysłania na placówkę w Waszyngtonie człowieka, który się po prostu z wielu powodów na stanowisko ambasadora nie nadaje. Bogdan Klich pali nam nasze relacje z Białym Domem i to jest już naprawdę zupełne kuriozum”

- stwierdził prof. Grochmalski.