Jak ustaliła Wirtualna Polska, Radziejowska przekazała swoje uwagi dotyczące działań dyrektora Instytutu Pileckiego, prof. Krzysztofa Ruchniewicza, ówczesnej minister Hannie Wróblewskiej oraz wiceminister Marcie Cienkowskiej. Choć pismo miało być objęte poufnością, zostało przekazane osobie, której dotyczyło – samemu Ruchniewiczowi.

Zgodnie z ustawą o ochronie sygnalistów, takie działanie nie powinno mieć miejsca. Co więcej, sygnalistce nie mogą grozić negatywne konsekwencje zawodowe związane ze zgłoszeniem nieprawidłowości.

Na początku kwietnia 2025 r. Radziejowskiej przyznano formalnie status sygnalistki. Jak jednak poinformowało później Ministerstwo Kultury, decyzja ta miała być „błędem proceduralnym”. Resort zrzucił winę na pracownika Departamentu Dziedzictwa Kulturowego, który rzekomo nie miał kompetencji do nadania takiego statusu.

Obecne natomiast kierownictwo MKiDN twierdzi, że Radziejowskiej nigdy nie przysługiwała ochrona prawna, mimo wcześniejszych zapewnień.

Pod koniec lipca Hanna Radziejowska została oficjalnie odwołana ze stanowiska kierowniczki berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego. W komunikacie wskazano na „poważną utratę zaufania” oraz „udostępnianie osobom trzecim wewnętrznej korespondencji”.

Według relacji medialnych, konflikt między Radziejowską a Ruchniewiczem trwał od dłuższego czasu. Ruchniewicz miał opowiadać się za unikaniem tematów trudnych w relacjach polsko-niemieckich, podczas gdy Radziejowska uważała, że instytut powinien jasno przypominać o niemieckich zbrodniach w czasie II wojny światowej.

Dziennikarze opisują całą sprawę jako przykład „odwetu na sygnalistce”. Radziejowska, powołując się na ustawę, prosiła o zachowanie poufności w korespondencji wysyłanej do nowych władz resortu oraz ambasady RP w Niemczech. Jednak ujawnienie jej zgłoszenia i późniejsze odwołanie z funkcji budzą poważne pytania o przestrzeganie prawa i zasad przejrzystości.

W efekcie sprawa wzbudza coraz większe kontrowersje, a opinia publiczna oczekuje wyjaśnień ze strony ministerstwa.