Zacznijmy od niebezpieczeństw liturgicznych. Błąd w postrzeganiu liturgii może być dwojaki - po pierwsze możemy zamknąć ją w kręgu ekspresji estetycznej wspólnoty Kościoła, a po drugie ograniczyć jej znaczenie do funkcji komunikacyjnej. W pierwszym przypadku liturgia będzie tylko emanacją życia wspólnoty - kulturowym zwieńczeniem doktryny i moralności katolickiej, a w gorszej wersji, aktualnych upodobań estetycznych epoki. W drugim będzie ona rodzajem partyjnej nasiadówki podczas, której kler komunikuje się z wiernymi, ot taka redukcja pedagogiczna. W obu tych przypadkach liturgia skupia się na efektach ludzkiej twórczości - na tym co sami wymyśliliśmy by uwznioślić wspólnotowe uczucia lub lepiej się między sobą komunikować. Oba przypadki nie są tylko teoretyczną pogwarką, ale, choć niepełnym, to jednak obrazem religijnego życia katolików.

Nie wiem czy choć czasem zadajemy sobie to pytanie: “Czym właściwie jest liturgia?” Kościół nam jednak odpowiada nawet jeśli my nie pytamy. Czyni to w różnych miejscach i na różne sposoby, ale jest w tym jednoznaczny. Pierwszym dokumentem Vaticanum II jest Konstytucja o liturgii Sacrosanctum Concilium, w której czytamy: “Liturgia jednak jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc” (10). Zdanie to zostało powtórzone w Konstytucji dogmatycznej Lumen gentium (11). Potem także znajdujemy je w pierwszym punkcie encykliki Jana Pawła II Ecclessia de Eucharistia. Sobór zaś odwołuje się do Piusa XII i dokumentu Mediator Dei (ten zaś z kolei odwołuje się do sięgających co raz głębiej w dzieje dokumentów i pism). Paweł VI tuż po Soborze także ogłosił dokument na ten temat (Mysterium fidei).

W tej ciągłości kościelnego nauczania nastąpiło jednak załamanie się praktyki liturgicznej. W czasach, w których tak podkreślano wewnętrzny sens wiary uwydatniając drugorzędność aktów zewnętrznych, nagle tradycyjna forma liturgii stała się u schyłku lat 60. kamieniem obrazy dla licznych reformatorów. Ostatecznie Sobór zalecił przejrzenie ksiąg liturgicznych (recognoscere), co nie przeszkodziło w praktyce radykalnie rozdzielić liturgii na minioną, jakby nieważną i nową bardziej prawdziwą. Dla wielu wiernych ten radykalizm oznaczał zarzucenie zasady lex orandi, lex credendi. W latach od ostatniego Soboru doświadczyliśmy w Kościele prawdy ważnej, a jakby niedostrzeganej - w liturgii liczy się nie tylko jej wymiar sakramentalny i nadprzyrodzony, ale i wypracowywana przez wieki odpowiedniość obrzędu i religijnej natury ludzkiej.

Dlatego słuszne będzie powiedzieć, że reforma liturgiczna zaproponowana przez Sobór wciąż trwa. Włączył się w nią także Benedykt XVI. Wiemy, że nie może ona zaniedbywać naturalnym skłonności człowieka do uczestnictwa w misterium, a i samo misterium nie ogranicza się do konsekracji. Wiemy, że misterium nie może graniczyć w dowolny sposób z powszedniością (język, gesty, etc.) i dlatego Duch Święty dał nam szatę dla tego co jest dla nas Swiętym Świętych, czyli ryt liturgiczny. Wiemy też, że misteryjna natura człowieka jest czymś innym niż potrzeba rozrywki, dobrego samopoczucia.

Dlatego Benedykt XVI w Summorum Ponificum napisał do nas "Nie ma żadnej sprzeczności między jednym a drugim wydaniem Mszału Rzymskiego. W dziejach Liturgii występują rozwój i postęp, ale nie ma żadnego zerwania. To, co dla poprzednich pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie i nie może być nagle całkowicie zakazane lub, tym bardziej, uznane za szkodliwe. Wszystkim wyjdzie na dobre zachowanie bogactw, które wzrastały w wierze i modlitwie Kościoła i przyznanie im należytego miejsca."

Czy dobrze rozumiemy intencje papieża? Tradycyjna liturgia jest wyrazem trwałości i mądrości Kościoła, punktem odniesienia dla Mszy, którą na co dzień widzimy w naszych świątyniach. Czy wyciągamy z tego jakieś praktyczne wnioski? Przydałyby się one nawet gdyby nie było na świecie ani jednego tradycjonalisty.

Tomasz Rowiński - historyk idei, redaktor Christianitas, sekretarz redakcji kwartalnika Fronda