Kampania prawyborcza u Republikanów wkracza w decydującą fazę. Dotychczasowy lider, Donald Trump, coraz bardziej klaruje swoją wizję prezydentury. I nie jest to wizja korzystna zarówno dla Stanów Zjednoczonych, jak i dla ich sojuszników.

Nowojorski miliarder, lansujący się na lidera prostych Amerykanów, ostentacyjnie odżegnuje się od republikańskiego establishmentu. W związku z tym, zamiast sięgać po kadry tej partii, sprawdzone w pracy w administracji lub think-tankach, sięga po doradców spoza świata polityki. Jak sam twierdzi, chce zaangażować do pracy praktyków życia gospodarczego, nie zaś osoby związane z waszyngtońską biurokracją. Jednak podobnie jak w wypadku jego wypowiedzi publicznych, jego wybory też nie zawsze są trafne. Pokazał to przypadek Coreya Lewandowskiego, menadżera kampanii, oskarżanego o pobicie dziennikarki. Sam kandydat na prezydenta przyznawał, że nie ma skompletowanego profesjonalnego sztabu ludzi do prowadzenia polityki państwa a jako doradców podając często osoby szerzej nieznane ekspertom. 

Doradca Gazpromu doradcą kandydata

Najnowszym przypadkiem słabego zaplecza eksperckiego Donalda Trumpa jest nowy doradca ds. spraw międzynarodowych, Carter Page. Był on bankierem inwestycyjnym, który zrobił karierę na współpracy z Gazpromem. Pracując od 2000 roku londyńskim biurze Merryl Lynch, dzięki znajomości z ukraińskim oligarchą, Wiktorem Pińczukiem, został doradcą biura swojej firmy w Moskwie. Pracując w Rosji Page pomagał m.in. Gazpromowi w sprawie inwestycji na Morzu Ochockim i pozyskiwał dla Rosjan inwestorów zagranicznych. Jak sam twierdzi, wraz z informacją o jego nominacji, rozdzwoniły się telefony jego znajomych w Rosji, często dotkniętych sankcjami międzynarodowymi związanymi z rosyjską agresją na Krym i wschodnią Ukrainę.

Być może wybór Page’a jest kolejną, nie do końca przemyślaną decyzją personalną Trumpa. Jednak analizując ją w kontekście wcześniejszych wypowiedzi miliardera, dotyczących polityki zagranicznej, rysuje się pewna konsekwencja, niestety niedobra dla polityki zagranicznej USA. Kandydat do republikańskiej nominacji określał Putina, jako silnego lidera, z którym mógłby się dogadać. Widział w lokatorze Kremla potencjalnego partnera do walki z Państwem Islamskim. Jednocześnie wypowiadał się negatywnie o zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w Europie Wschodniej. W połączeniu ze współgrającą z kremlowską propagandą krytyką „zimnowojennego” myślenia Ameryki, płynącą z ust jego nowego  nowego doradcy, daje to czarny obraz potencjalnej polityki Trumpa.

Choroba populistów

Temat spraw międzynarodowych zazwyczaj jest tym, który pokazuje braki w programach populistycznych polityków. Jest to kwestia tak zniuansowana i delikatna, że trudno w jej ramach przedstawić jasne i proste propozycje. Ma z nią problem nie tylko Donald Trump, ale Marine LePen, Nigel Farage czy w Polsce Paweł Kukiz. Zaskakujący jest fakt, że większość populistycznych liderów okazuje uznanie dla Władimira Putina. Jest to dowód, na braki w ich politycznym przygotowaniu, gdyż podziwiany przez nich „twardy” wizerunek Prezydenta Rosji, jest wytworem rosyjskiej propagandy, nie zaś prawdziwym obrazem. Tak naprawdę Rosją jest słabnącym mocarstwem, i tylko wizerunek pewnego siebie agresora, a nie realna siła gospodarcza, pozwala im prowadzić jeszcze takiej a nie innej politykę zagraniczną.

W wielu mieszkańcach Zachodu, w tym w amerykańskich wyborcach Donlada Trumpa, silna jest poparcie dla zakończenia niezrozumiałego dla nich sporu z Rosją, i nadanie priorytetu polityce wewnętrznej. Jednak to nie polityka appeasement z Kremlem, ale zdecydowana konfrontacja, położyła kres istnieniu Związku Radzieckiego, i otworzyła Ameryce drogę do roli jedynego supermocarstwa. Wiedział o tym Ronald Reagan, kiedy, mimo krytyki, decydował się na wzmożenie zimnowojennej konfrontacji ze stwarzającym pozory mocarstwowości, ale słabnącym wewnętrznie ZSRR. Nieżyjący już 40-ty Prezydent nie dał się nabrać, na typowe dla Rosjan jednoczesne napinanie muskułów i udawanie niewiniątek. Na wciąż powtarzająca się taktykę Moskwy nadal daje się nabrać pozostający bez żadnego politycznego doświadczenia Donald Trump, podobnie jak równie niedoświadczeni Marine LePen czy Janusz Korwin-Mikke.

Taktyka Leppera

Mimo miażdżącej wygranej w swoim rodzinnym stanie, Donald Trump daleki jest jednak od nominacji. Prawdopodobnie nie uda mu się zebrać połowy elektorów republikańskich, co z pewnością doprowadzi do tzw. otwartej konwencji, na której wszystko może się zdarzyć. Kontrowersyjny miliarder już jednak zapowiada rozruchy swoich zwolenników w razie braku wyboru jego osoby na prezydenckiego kandydata. Jego taktyka połączenia populizmu, agresji i obrażania przeciwników przypominać nam może karierę ś.p. Andrzeja Leppera. Nasz rodzimy populista wraz z dojściem do władzy nabrał jednak ogłady i stał się odpowiedzialnym politykiem. Zapomniał też o swojej rusofili. Miejmy nadzieje, że Donald Trump, nawet, jeśli zostanie wybrany, przejdzie podobna ewolucję.

Bartosz Bartczak