„Jesteśmy w szoku” – mówi Bogumiła Kołkiewicz z Ostrowa Lubelskiego, kuzynka 91-letniej Janiny Kołkiewicz. „– Ciocia nic nie wie o tym, co się wydarzyło. Ma miażdżycę. Poza tym jest bardzo zdrową osobą. Nie ma ani cukrzycy, ani nadciśnienia. W wielu czynnościach radzi sobie sama” – dodaje według „Dziennika Wschodniego”.
„Ani mnie, ani mojej poprzedniczce, która przez 30 lat kierowała urzędem, podobna sytuacja się nigdy nie przytrafiła” – stwierdza z kolei według tegoż „Dziennika” Henryk Klementewicz, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Ostrowie Lubelskim. „Nawet nie wiem, jak to nazwać. Cud?” – dodaje.
Bogumiła Kołkiewicz opowiada, że gdy wróciła z pracy jej mąż zauważył, że w pokoju cioci jest dziwnie cicho. Gdy sprawdzono, co się stało, kobieta nie ruszała się, nie oddychała. Nie wyczuwano też żadnego tętna. Wkrótce przyjechał lekarz. Po badaniu stwierdził zgon. „Zmarła” leżała na łóżku przez dwie godziny, później trafiła do chłodni zakładu pogrzebowego.
Umówiono już księdza, rozwieszono klepsydry. Pogrzeb miał być w sobotę. Jednak o północy państwo Kołkiewicz odebrali telefon z zakładu pogrzebowego. Okazało się, że pracownicy zauważyli, że worek, w którym leżała pani Janina, rusza się.
Gdy wróciła do domu, została z pomocą lekarza rozgrzana termoforem. Potem zjadła zupę i dwa naleśniki. Teraz, jak podaje „Dziennik Wschodni”, czuje się zupełnie dobrze.
Lekarka nie wie, jak mogło dojść do takiej sytuacji. „28 lat pracuję w zawodzie. Pierwszy raz mi się coś takiego przytrafiło” – wyjaśnia w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim”.
bjad/dziennik wschodni