Jak informuje „Gazeta Krakowska” Ksawery, chłopczyk uznany za najmniejszego wcześniaka w historii polskiej neonatologii, zmarł dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala. W czerwcu media w Polsce informowały o sukcesie krakowskich lekarzy ze Szpitala Położniczo-Ginekologicznego, którym udało się uratować Ksawerego. Chłopiec urodził się w 25. tygodniu ciąży z zarośniętymi szparami powiekowymi i głęboką hypotrofią - czyli zbyt niską wagą. Ważył czyli 390 gramów.

- Nie znamy i nigdy nie poznamy przyczyny jego śmierci - mówią lekarze.

Chłopiec zmarł w domu. Lekarze podkreślają, że przyczyną jego śmierci nie było niedoleczenie.

- Do śmierci nie doszło w ośrodku, stąd nie znamy jej okoliczności i przyczyn. Wcześniaki z tak skrajnie niską masą urodzeniową narażone są na szereg niebezpieczeństw oraz wysokie ryzyko zgonu - mówi dyrektor zarządzająca szpitalem, Renata Pietruszka.

- Bardzo często, mimo naszych chęci, nie potrafimy przegonić natury. Nie znamy i nigdy nie poznamy przyczyny śmierci Ksawerego. Tak samo jak nieznane są powody zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej - tłumaczy profesor Ryszard Lauterbach, neonatolog ze Szpitala Uniwersyteckiego.

Zespół ten to inaczej nagła śmierć niemowlaka w trakcie snu i dotyczy nie tylko wcześniaków, ale wszystkich, nawet zdrowych dzieci do pierwszego roku życia.

Ksawery był najmniejszym wcześniakiem, jakiego udało się w Polsce uratować. Po prawie 150 dniach, gdy opuszczał szpital, ważył już osiem razy więcej. Lekarze oceniali jego stan jako bardzo dobry.

Ksawery miał siostrę bliźniaczkę, niestety zmarła ona 29 dni po porodzie.

KZ/Gazetakrakowska.pl