Starcie rozpoczęło się gdy Kozacy chcieli postawić prawosławny krzyż przy wjeździe do popularnego krymskiego kurortu – Teodozji. Poprzedniego dnia krzyż – stojący tam od paru miesięcy - zdemontowała milicja na mocy decyzji sądu uznającego, że jego eksponowanie obraża uczucia lokalnych Tatarów.


To nie jedyne kontrowersje wokół tego krzyża - jak podał ukraiński portal Korespondent.net: „Nie chcieli go także poświęcić duchowni tamtejszej cerkwi patriarchatu moskiewskiego. Kozacy zaprosili na tę uroczystość duchownego rosyjskiej Cerkwi na uchodźstwie."


Tatarzy twierdza, że są prowokowani przez Kozaków, których celem jest: „rozpalanie nienawiści na tle etnicznym i religijnym” - jak stwierdził przewodniczący Medżlisu, najwyższego organu przedstawicielskiego Tatarów krymskich - Mustafa Dżemilew. Twierdzi też, że krzyże ustawiane są na miejscach tatarskich pochówków i sugeruje, że nielegalne – jak mówi – ustawianie krzyży na Krymie ciągnie się od 11 lat, gdy na całym półwyspie miało ich stanąć 2 tysiące z okazji wielkiego jubileuszu chrześcijaństwa. Dżemilew powołuje się na porozumienie mające ograniczyć konflikty etniczne i religijne, podpisane przez metropolitę symferopolskiego i krymskiego, środowisko muzułmańskie oraz Krymskie władze. Dokument mówi, że każde ustawienie symboli religijnych będzie odbywać się po porozumieniu się wszystkich stron. Dżemilew uważa, że; „-Porozumienie to jest ciągle łamane”; mówi także o tym, że Krym „jest autonomią, zamieszkaną w 60 proc. przez Rosjan, którzy zajęli miejsce Tatarów, deportowanych z tego miejsca przez Stalina.”


Dwa lata temu portal Nowyj Region, pisząc o podobnym konflikcie w wiosce Wilino, twierdził: „Może to doprowadzić do poważnego konfliktu między Rosjanami a Tatarami, przekonanymi, że widok krzyża przed wioską stwarza iluzję, iż w tym miejscu mieszkają tylko chrześcijanie".


Kozacki ataman Sergiej Jurczenko natomiast twierdzi: „- Chcieliśmy, by krzyż wrócił na swoje miejsce. Ale czekały na nas oddziały milicji z kijami i psami. Gdy chcieliśmy przejść, wywiązała się bójka. Milicjantów było dwukrotnie więcej, ok. 600.” Mówił też o brutalności milicji - biciu kijami po głowach i twarzach i o kopaniu leżących.


Ostrzeżenie po zamieszkach pod Teodozją wygłosił premier Krymu Wasyl Dżarty; mówił, że ci, którzy przyczyniają się do destabilizacji sytuację na półwyspie, będą ukarani. Natomiast Wołodymyr Fesenko, politolog z Kijowa, powiedział dla „Rzeczpospolitej”: „-Ryzyko wybuchów konfliktów na Krymie na tle religijnym bądź etnicznym jest duże. Dlatego tamtejsze władze powinny podejmować bardzo wyważone decyzje. Rozwiązanie sporu kijem niewiele da.”


PK/Rp.pl