Prof. Jacek Rońda rzeczywiście stanowi problem dla zespołu ekspertów Macierewicza, chociaż raczej jest to problem wizerunkowy, aniżeli merytoryczny. Uważam, że błędem było już wystawienie właśnie prof. Rońdy do rozmowy w TVP przed emisją filmu Anity Gargas. Zastosowana przez niego metoda rozmowy „tu-mam-kartkę-na-której-jest-dowód-ale-nie-powiem-co-to-za-dowód-i-skąd-go-mam” kompromitowała stanowisko, które reprezentował. Nawet gdyby tam rzeczywiście był jakiś dowód, to było to słabe zagranie. Tym bardziej teraz, kiedy okazuje się, że na tej kartce niczego nie było, a prof. Rońda chwali się, że blefował. Przecież to oczywiste naruszenie etyki naukowca! Tak się zachowywać nie wolno.

Delikatnie mówiąc, stało się bardzo źle, że właśnie prof. Rońda stał się twarzą zespołu Macierewicza w tak ważnym momencie.

Niemniej, nawet niepoważne zachowanie prof. Rońdy nie przekreśla jego dorobku naukowego i stawianych przez niego tez, w których wykorzystuje swoją fachową wiedzę. To wymaga przecież udowodnienia, czy się myli, a jeśli tak, to w jakim punkcie.

Zwracam natomiast uwagę na fakt, że trzy niefortunne wypowiedzi prof. Rońdy, najpierw w prokuraturze i teraz o blefie, są uogólniane i w przekazie propagandowym traktowane tak, jakby on sam był wszystkimi ekspertami Macierewicza. Nikt nie jest w stanie znaleźć jakiegokolwiek logicznego błędu w tym, czego dowodzi Binienda, Szuladziński, Obrębski czy którykolwiek z naukowców, wchodzących w skład zespołu. Nikt nie jest w stanie podważyć ich dorobku naukowego, ale taką typowo propagandową, sowiecką metodą cytuje się prof. Rońdę opowiadającego o wybuchającej stodole i opatruje to uporczywie powtarzanym, hałaśliwie wtłaczanym w mózgi lemingów twierdzeniem, że pseudo-eksperci Macierewicza ostatecznie się skompromitowali, w związku z tym, nie wolno traktować ich poważnie, słuchać ich argumentów, nie wolno dopuścić do jakiejkolwiek debaty smoleńskiej, etc...

Jest to najczystsza propaganda według wzorców stalinowskich i goebbelsowskich. Trzeba to zauważać i demaskować.

Not. MBW