Przez prawie cały tydzień nie byliśmy na bieżąco informowani, co Tusk obiecał i czym pogroził, kogo znowu opluł Niesiołowski, jakimi wygibasami bronią go Pitera czy Kidawa, co im odpysknął Błaszczak czy Brudziński, czym się oburzają na Czerskiej, kto pod kim kopie dołki w PO, jak się podgryzają paleokomuchy Millera z neokomuchami Palikota, jaką kolejną karkołomną sztuczkę księgową wymyślił Rostowski, w jaki nowy sposób okazali swe świetne samopoczucie Nowak, Arłukowicz czy Mucha… Nic, zero, nul na ten temat. I co, gorzej nam z tego powodu? Lepiej. Gdybym jeszcze nie był atakowany „newsami”, co jakaś tam upadła osoba, bądź jej Panie miłościw, wydzieliła z siebie na facebook czy twitter, w typowych u opętanych paroksyzmach nienawiści do krzyża, to w ogóle bym pomyślał, że ktoś wreszcie zaczął z tym medialnym ściekiem robić to, co Anglicy zdołali swego czasu zrobić z Tamizą.

„Słowa, słowa, jak pasztetowa, wszystko da się tym zaszpachlować” − nie mogę sobie przypomnieć, kto to śpiewa, ale często brzęczy mi ta fraza w tyle głowy. Zostałem niedawno zaproszony na dyskusję u pani Rzecznik Praw Obywatelskich na temat tolerancji. Poszedłem z obowiązku, nie wiem, czy to, co mówiłem się przebiło, bo zaproszonych było wielu i dyskusja jak to zwykle o wszystkim, czyli o niczym, ale trudno nie wspomnieć, że w rankingu słów najusilniej używanych do szpachlowania i pozbawianych publicznie sensu „tolerancja” bez wątpienia króluje.

W samej dyskusji dobitny przykład tego pozbawiania terminu sensu i sprowadzania go do propagandowego sloganu dał profesor Krajewski, filozof, który okazał się też autorytetem od genetyki, orzekającym jednoznacznie i w grubych słowach, że ksiądz profesor o trudnym do zapamiętania nazwisku jest ignorantem i „wygaduje oczywiste bzdury”. Pan profesor-filozof nie ma obowiązku się na znać genetyce ani nawet na wyszukiwarce google, za pomocą której łatwo stwierdzić, że rzekome „bzdury” o „bruździe dotykowej” jak najbardziej mieszczą się w wiedzy autoryzowanej przez Światową Organizację Zdrowia, nie ma też obowiązku wiedzieć nic o mutacjach, powodowanych podczas procedury zapłodnienia in vitro, o których wyraźnie mówił tydzień temu w „Plusie-Minusie”, magazynie weekendowym „Rz”, jeden z najwybitniejszych polskich genetyków. Ale o to mniejsza. Przywołuje obsesyjną wypowiedź pana profesora Krajewskiego (zapis tej debaty wisi chyba na stronach RPO) jako modelowy przykład propagandowej bredni, bowiem oskarżył on księdza Longchamps de Berier (uff!) nie tylko o ignorancję, ale właśnie o „nietolerancję”, i to „modelową”.

Całość felietonu Rafała A. Ziemkiewicza na Dorzeczy.pl

eMBe