Niepozorny czarny metalowy krzyż, jakich tysiące zobaczymy w całej Polsce. Ten postawiono przy cerkwi św. Marii Magdaleny przy ul. Jagiellońskiej w Warszawie. Latem, gdy wtopi się w zieleń rozrośniętego żywopłotu, jest prawie niewidoczny. Trzeba podejść bliżej, aby przeczytać niewielką tabliczkę: „Zginęli, bo byli Polakami. Mieszkańcom Pragi pomordowanym przez wojska Suworowa. 4 listopada 1794 roku. Rodacy”. Tylko tyle.

O godne upamiętnienie tysięcy dobitych rannych żołnierzy, kobiet, dzieci, starców, wszystkich pomordowanych w okrutny sposób nie zdążyli zadbać nasi przodkowie w okresie II Rzeczypospolitej. Tym bardziej nie uczyniliśmy tego i my w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. A w dwusetną rocznicę moskiewskiego mordu pierwszy ordynariusz warszawsko-praski ks. bp Kazimierz Romaniuk wzywał: „Umierając, z pewnością liczyli na to, że pamięć o nich trwać będzie w świadomości przyszłych pokoleń. Nie wolno nam dopuścić do tego, by zawiedli się w naszych oczekiwaniach”. To wtedy w kościele Najświętszej Matki Bożej Loretańskiej, na miejscu dawnego klasztoru bernardynów, gdzie pogrzebano wiele ofiar, poświęcono skromną tablicę: „Mieszkańcom Pragi w 200-lecie rzezi ofiarom rosyjskiego ludobójstwa. Gdybyśmy o nich zapomnieć mieli, Ty, Boże, zapomnij o nas. Polacy”. „Jeszcze nie syt Moskal srogi”

Pamiętał o nich Adam Mickiewicz, stawiając im literacki pomnik w koncercie Jankiela:

 

Słychać tysiące coraz głośniejszych hałasów,

Takt marszu, wojna, atak, szturm, słychać wystrzały,

Jęk dzieci, płacze matek. – Tak mistrz doskonały

Wydał okropność szturmu, że wieśniaczki drżały,

Przypominając sobie ze łzami boleści Rzeź Pragi którą znały z pieśni i z powieści…

 

A kilkadziesiąt lat później przypomniała w jednym z wierszy Maria Konopnicka:

Zaszło słońce w krwawe morze

– Błysnął bagnet, błysły noże,

Suworowa pałasz nagi

– Błysnął hasłem na rzeź Pragi!

Rzuci się zajadła tłuszcza,

Siwym starcom nie przepuszcza,

Przed oczyma ojca, matki

Rozrywają żywcem dziatki.

W każdym domu trupy leżą,

Pluszczą progi krwią ich świeżą

Po ulicach krwi się fala

Aż ku Wiśle gdzieś przewala.

Jeszcze nie syt Moskal srogi

Wydał hasło do pożogi

– Staje Praga w ogniach cała,

Pożar na jej dachach pała.

Po ulicach wichr przegania

Kłęby dymów, jęk konania,

Okrzyk zgrozy w niebo leci,

Skwierczą w ogniu ciała dzieci!

W żadnej ludzkiej świata mowie

Mąk tych słowo nie wypowie

I nikt nie ma dość odwagi,

By opisać tę rzeź Pragi

Dymią zgliszcza i krew dymi,

W jeden mordu stos olbrzymi,

A przez trupy do Warszawy

Sam Suworow wchodzi krwawy

Suworowie! Póki żyjesz Krwi tej z rąk twych nie obmyjesz!

Imię będziesz miał u świata, Nie żołnierza – ale kata!

Aleksander Suworow rozpoczął służbę w rosyjskiej armii od szeregowca, awansując na kolejne stopnie. Z Polakami walczył już w czasie konfederacji barskiej, bo to jego żołnierze oblegali Wawel i okupowali Kraków. Tłumił skutecznie powstanie Pugaczowa i wielokrotnie pokonywał wojska tureckie. Rosła jego sława, a jego nazwisko budziło strach. Po zdobyciu twierdzy izmaiłowskiej podlegli mu żołnierze wymordowali ponad 10 tysięcy cywili. Gdy wybuchła Insurekcja Kościuszkowska, jego wojska uczestniczyły w jej stłumieniu. Wyrzynaj wroga na ulicach… Na początku października 1794 roku po bitwie pod Maciejowicami, w której wojska polskie zostały pokonane, a ranny Kościuszko dostał się do niewoli, losy powstania zostały przesądzone. Rosjanom pozostało jeszcze zdobycie Warszawy. „Zgnieść ich [Polaków] doszczętnie, a dla budzącego zgrozę widoku wiarołomnej stolicy zatknąć tam sztandary najpotężniejszej monarchini – taki jest wielki cel” – pisał Suworow do generała Schwerina. Na początku listopada Rosjanie, 25 tysięcy żołnierzy z ponad 80 armatami, podeszli pod Pragę, która jak wspominał Jędrzej Kitowicz, „lepiej była opatrzona okopami i wilczymi dołami niż Warszawa”. Broniło jej niespełna 15 tysięcy żołnierzy. Nad ranem 3 listopada Moskale rozpoczęli całodzienny ostrzał artyleryjski Pragi, polskie armaty skutecznie odpowiadały. Oficerowie wydali ostatnie rozkazy i instrukcje.

Sam Suworow dawał swym podwładnym „naukę ustną” spisaną już po powrocie do Rosji w dziele „Nauka zwyciężania”:

„Gdy nieprzyjaciel ucieka do miasta, zwróć na niego armaty, strzelaj gwałtownie w ulice, wal żwawo: nie ma czasu go ścigać… Wyrzynaj wroga na ulicach, kawaleria niech rąbie… Gdy mury zostały opanowane, bierz łupy… Łup jest rzeczą świętą. Zdobędziesz obóz – wszystko twoje; zdobędziesz fortecę – wszystko twoje”. Dla zachęty rozdano większe racje wódki. Nazajutrz – 4 listopada 1794 roku – jeszcze przed świtem, o piątej rano wystrzelono rakietę sygnałową i kolumny rosyjskie podeszły do polskich okopów broniących Pragi. Huk armat zbudził miasto na drugim brzegu. Mieszkańcy wylegli na ulicę w przerażeniu, że Rosjanie już wdarli się do stolicy. Tymczasem walka trwała na Pradze, gdzie pierwszy atak powstrzymano kartaczami. Rosjanie ruszyli jednak ponownie i wdarli się na szańce. Przez godzinę trwał bój na zbroczonych krwią wałach. Ludność rzuciła się ku mostom, chcąc przedostać się na drugi brzeg Wisły. Lekko ranny generał Józef Zajączek, odpowiedzialny za złe przygotowanie Pragi do obrony, dał rozkaz do wycofania się generałowi Jakubowi Jasińskiemu. Ten jednak odrzekł: „Po co rozpaczać w tej chwili, kiedy nas tylu gotowych do walki. Hańba z bitwy uchodzić!”. Zajączek odpowiedział: „Lecz jeśli chcesz umrzeć, zostań tutaj” i zawrócił konia w stronę mostu wśród krzyków „Zdrajca!”. Generał Jasiński, wśród tylu innych obrońców, zginął śmiercią żołnierza. Szańce zostały przełamane, a walka przeniosła się na ulice Pragi, gdzie „żołdactwo, zaprawione w izmaiłowskich mordach, sprawiało rzeź okrutną”. „By nie urosły do zemsty”

Nie oszczędzano nikogo. „Oderwane od piersi matek niemowlęta brano na spisy, by nie urosły do zemsty; zakonnice, zamknięte w klasztorze Bernardynek, zgwałcono i zarżnięto; dziewiętnastu Bernardynów i siedmiu starców kalek, rezydujących w klasztorze, poniosło śmierć męczeńską.

Z domów wywlekano nieszczęsnych, by wśród pijackiej uciechy wymyślną zadać im śmierć. Niebawem place zasłane były ohydnie zsiekanymi trupami, bez odzieży, w jednej przerażającej masie wtłoczonych w błoto, bezkształtnych, a jednak drgających jeszcze niekiedy spazmami życia gromad i zwalisk. Z pośród kul świstu i huku pękających bomb wydobywały się jęki i wołania, co przerażały serca i sięgały aż do nieba. Obok ciał ludzkich piętrzyły się stosy bezładnie porzuconych sprzętów, krwawiły się pokaleczone trupy koni, psów, kotów, nierogacizny, gdyż rozjuszone widokiem krwi żołdactwo nie przepuszczało nawet zwierzętom.

Zapalona od kul i kozackich żagwi Praga stanęła w płomieniach i dymie, dachy zawalały się z trzaskiem wśród przeraźliwego wycia zdobywców” – opisywał Henryk Mościcki. W Warszawie słychać było krzyki mordowanych i złowrogie rosyjskie „ura!”. Na oczach ludu stolicy dokonywał się ostateczny pogrom. Już o ósmej rosyjska artyleria zaczęła strzelać z praskiego brzegu, a żołnierze zaczęli wkraczać na most, którym uciekali ocaleni. Wtedy od strony Warszawy garstka mieszczan i żołnierzy rzuciła się z siekierami, aby rąbać most. Wówczas „artyleria rosyjska skierowała swój ogień na zajętych pracą, a od pocisków armatnich zajęły się tu i ówdzie rusztowania i most płonący z trzaskiem zapadał się w Wisłę… Część pozostałych na Pradze żołnierzy i garść ludności cywilnej, gnana panicznym strachem, dopadła brzegów Wisły. Ujrzawszy most w ogniu, rzuciła się do wody i wpław próbowała dostać się do Warszawy. Wielu oszalałych nieszczęśników dosięgały kule moskiewskie, a wszystkich pochłonęły zimne fale Wisły” – czytamy u Mościckiego. Gdy przeprawa runęła, ludzie rzucali się wpław do rzeki i do łódek. Te przepełnione i wolno płynące stały się łatwym celem. „W topieli tysiące znalazły śmierć, aż szara Wisła spłonęła czerwienią, chłonąc w swych nurtach poranione ciała wzywających na próżno ratunku”. Nawet niektórzy rosyjscy oficerowie wyrażali dystans wobec rzezi cywilnej ludności Pragi. „Do samej Wisły na każdym kroku spotkać się dawali zabici i umierający różnego stanu ludzie; na brzegu rzeki piętrzyły się stosy żołnierzy, cywilnych, Żydów, księży, zakonników, kobiet i dzieci. Na widok tego wszystkiego serce zamierało w człowieku, a obmierzłość obrazu duszę jego oburzała. W czasie bitwy człowiek nie tylko nie czuje w sobie żadnej litości, ale rozzwierzęca się jeszcze, lecz morderstwa po bitwie to hańba” – wspominał świadek wydarzeń, dowódca jednego z pułków Lew Engelhard. Podobne świadectwo pozostawił jeden z Prusaków: „Widok Pragi był okropny, ludzie obojej płci, starcy i niemowlęta u piersi matek pomordowane leżały na kupie; krwią zbroczone i obnażone ciała żołnierzy, połamane wozy, pozabijane konie, psy, koty, nawet świnie. Tu i ówdzie drgały jeszcze członki umierających. Całe miasto Praga stało w płomieniach i w dymie, a dachy zawalały się z trzaskiem, któremu odpowiadało przeraźliwe wycie kozaków, klątwa rozjuszonego żołdactwa”. Wedle różnych źródeł zostało zamordowanych od 15 do 25 tysięcy osób. Święty Klemens Hofbauer, który dał początek Zgromadzeniu Redemptorystów w Polsce i organizował pomoc dla sierot Pragi, w liście do swego przełożonego generalnego pisał: „Ciężkie nieszczęścia napełniły nas trwogą…

Po zdobyciu przedmieścia Praga zostało wymordowanych ponad 16000 ludzi – mężczyzn, kobiet i dzieci. Musieliśmy patrzeć na te okrutne sceny, gdyż działo się to naprzeciw naszego domu”. Z orderem kata Pragi przeciw Polsce Sam Suworow raportował carycy Katarzynie: „Po przezwyciężeniu wszystkich trudności i przełamaniu zaciekłej obrony nieprzyjaciela nasze wojska, przełamawszy trzy linie umocnień, wdarły się na Pragę. Straszny był przelew krwi, place zasłane były trupami, ostatnia i najstraszniejsza rzeź dokonała się na brzegu Wisły w oczach ludu warszawskiego. Na ten straszny widok zadrżeli Polacy… Na Pradze ulice i place zasłane były ciałami zabitych, krew lała się strumieniem, zaczerwienione wody Wisły niosły ciała tych, którzy szukając ratunku, utonęli w jej nurtach. Widząc swą straszną hańbę, zadrżała wiarołomna stolica”. Utopiona we krwi Praga przeraziła warszawiaków i wymusiła rozpoczęcie rozmów kapitulacyjnych. Delegacja mająca omówić jej warunki wyruszyła jeszcze wieczorem, 4 listopada, na Pragę, ale po drodze została okradziona przez kozaków z zegarków, sygnetów… Powstanie Kościuszkowskie upadło, a wraz z nim państwo polskie, które niedługo potem na przeszło wiek zniknęło z mapy Europy. Suworow już po rzezi Pragi został odznaczony przez Stanisława Augusta Poniatowskiego najwyższym polskim odznaczeniem – Orderem Orła Białego. W 1942 roku w Związku Sowieckim ustanowiono order imienia Suworowa. Wśród odznaczonych nim nie brakuje tych, którzy kontynuowali dzieło rosyjskiego generała. Order zawisł na mundurach m.in.: Siemiona Budionnego, który w 1920 roku ze swą 1. Armią Konną szedł na Polskę; Siemiona Moisiejewicza Kriwoszeina, przyjmującego wspólnie z gen. Heinzem Guderianem sowiecko-niemiecką defiladę w Brześciu po agresji we wrześniu 1939 roku; Klimienta Jefriemowicza Woroszyłowa, jednego z podpisanych pod rozkazem z 5 marca 1940 r., nakazującym wymordować ponad 21 tysięcy polskich jeńców; Iwana Czerniachowskiego – kata wileńskiej Armii Krajowej; Iwana Sierowa z NKWD (po wojnie szefa KGB i GRU), lista jego zbrodni jest długa, ale znany jest głównie z aresztowania przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, sądzonych następnie w moskiewskim procesie szesnastu. Order Suworowa otrzymał również sam Stalin. Jego dar dla „narodu polskiego”, Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina, nadal rzuca potężny cień nie tylko na skromny krzyż ofiar rzezi Pragi… Dysproporcja pomiędzy zapomnianym, praskim krzyżem a sowiecką, szpecącą Warszawę budowlą, z której uczyniono symbol stolicy i przede wszystkim zgoda Polaków na ten stan, wskazuje, jak długa droga dzieli nas od wskrzeszenia niepodległego, polskiego ducha.

Dr Jarosław Szarek, IPN Kraków

Artykuł opublikowany na stronie: www.naszdziennik.pl