W rozmowie z Jakubem Morozem Jerzy Zelnik poinformował, że nie będzie występował w tej sprawie na drogę sądową. – Gdyby to było w trybie wyborczym - gdybym zgodził się kandydować - sprawa rozstrzygnęłaby się szybko – mówił. Jak tłumaczył, cyfrową modyfikację nagrania trudno udowodnić, więc postępowanie na pewno by trwało długo i byłoby to "słowo przeciwko słowu". – A ja miałbym udowadniać, że nie jestem wielbłądem – dodał.

– Ja mam tylko swoje słowo honoru. Dla mojego pokolenia honor coś znaczył... – mówił. Aktor podkreślił, że on powiedział prawdę i może zapewnić swoich przyjaciół, na których rzekomo miał donieść, że nie zachowałby się w tak świński sposób nawet w obliczu tortur.

Jerzy Zelnik przyznał, że nie jest zmęczony ani upodlony tą sprawą, bo jest dalece w zgodzie z własnym sumieniem. Dodał jednak, że ubolewa nad stanem dziennikarstwa pewnych środowisk, które w jego ocenie powinny zostać przez pozostałych zmarginalizowane. – To UB-ecko-sowieckie metody – ocenił

Zapytany o reakcję kolegów-artystów na te doniesienia, powiedział, że raczej  słyszy głosy oburzenia prowokację. Jak dodał, otrzymał wsparcie nawet od osób, po których by się tego nie spodziewał. – Tylko pani Holland w todze Katona wydała wyrok, że pełnię rolę konfidenta. To chyba ostatnia rola w życiu, jaką mógłbym zagrać – powiedział.

mm/telewizjarepublika.pl