Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej wysuwa kolejne żądania wobec Polski. Czy ich niespełnienie może być pretekstem do pozbawienia nas pieniędzy z funduszy strukturalnych? Unijny budżet po Brexicie i problemach migracyjnych musi znaleźć 25 mld euro, więc może o takie sankcje tu chodzi i każdy pretekst jest dobry?

Zbigniew Kuźmiuk, europoseł (PiS): Nie ulega wątpliwości, że następny budżet po roku 2020, niezależnie czy będzie pięcio, czy siedmioletni jak było do tej pory, bo to jeszcze nie zostało przesądzone - to będzie on dla Polski mniej hojny, bo stajemy się coraz bardziej zamożni, a rozdział środków na politykę spójności, zależy do poziomu PKB na głowę mieszkańca i od liczby ludności. Ponieważ PKB Polski będzie zdecydowanie wyższe, niż było kilkanaście lat temu, wtedy kiedy był on projektowany na tę obecną perspektywę - w związku z tym do Polski muszą trafić mniejsze pieniądze. To, co pani poruszyła, czyli brak składki brytyjskiej, to nie jest jeszcze sprawa rozstrzygnięta. Moim zdaniem, kraje Europy Środkowo-Wschodniej powinny zająć zdecydowanie stanowisko, że ta luka powinna być wypełniona przez kraje bogatsze.

Tak naprawdę środki europejskie w dużej części są opłatą tych krajów za dostęp do wspólnego rynku i ponieważ na tym wspólnym rynku kraje zachodnie mają ogromne przewagi konkurencyjne, i osiągają z tego tytułu kolosalne zyski, to w oczywisty sposób one powinny płacić więcej. Proszę zwrócić uwagę, że te kraje - jeśli chodzi o przepływ towarów, absolutnie nie wysuwają żadnych wątpliwości tam, gdzie mają przewagi konkurencyjne i gdzie osiągają właśnie te zyski. W obszarze usług pojawiła się szansa, że właśnie ta konkurencyjność jest większa po stronie firm z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, więc mnożą się jak grzyby po deszczu kolejne inicjatywy, które w tę konkurencyjność godzą.

Obowiązek płacy minimalnej, nowa dyrektywa dotycząca pracowników delegowanych - to wszystko są utrudnienia dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej,  w obszarze, gdzie one rzeczywiście uzyskały przewagi konkurencyjne. Moim zdaniem, przed debatą budżetową lub w ramach tej debaty potrzebna jest dyskusja, jak rozkładają się te korzyści, kto ile płacił i jak się rozkładają korzyści z dostępu do tego wielkiego rynku Europy Środkowo-Wschodniej. Dość powiedzieć, że kraje Trójmorza te jest 150 milionów konsumentów.

No właśnie - więc tym bardziej polska konkurencyjność firm spedycyjnych jest dużym zagrożeniem dla firm niemieckich czy francuskich?

Owszem, i wracając do źródeł tej dyskusji - nie może być tak, że ktoś kogoś będzie karał. Trzeba popatrzeć na rozkład tych interesów i myślę, że Polska do takiej debaty będzie przygotowana, więc należy być spokojnym. Ta dyskusja ciągle jest przed nami. Jesteśmy już w Unii kilkanaście lat i mamy rozeznanie, kto jakie robi interesy na tym, że jesteśmy tą wielką wspólnotą.

Nie ulega wątpliwości, że obecność Polski w UE do tej pory jest korzystna ze względu na transfery netto, szczególnie jeśli chodzi o infrastrukturę. Dziś duża część  pieniędzy z Funduszu Spójności - to przedstawiał nawet poprzedni rząd - trafia do płatników netto. To właśnie głównie ich firmy wygrywają przetargi na wielkie projekty infrastrukturalne: drogowe, kolejowe, w zakresie ochrony środowiska - więc ci płatnicy netto tak naprawdę wcale płatnikami netto nie są.

Czyli pieniądze z Unii trafiają do nas i za chwilę wypłacamy je z powrotem firmom z Europy Zachodniej, które wygrywają u nas przetargi i zarabiają?

Dokładnie, i taki rzetelnie pokazany rozkład interesów trzeba w unijnej debacie pokazać. Przecież oni to wyliczyli i podają oficjalnie, jaki wpływ na ich PKB ma rozszerzenie Unii o kraje takie jak Polska. A jeżeli chcą z tego zrezygnować, obcinając pieniądze - to będzie to uderzało bardzo mocno, rykoszetem w ich gospodarki. Muszą mieć tego świadomość.

A ci płatnicy netto, o których Pan mówi, którzy korzystają z  rynków Europy Środkowo-Wschodniej - które to kraje?

To najzamożniejsze kraje Unii Europejskiej, które do budżetu wpłacają więcej, niż z niego biorą - ale to tylko statystyka budżetowa, bo trzeba popatrzeć także, jak te pieniądze są wydatkowane. Jeśli dołożymy tu mapę wydatkowania, to okaże się, że bardzo duża część pieniędzy, którą otrzymujemy z Funduszu Spójności , a które wydajemy na infrastrukturę - trafia do firm niemieckich, holenderskich, hiszpańskich. Te firmy dostarczają tu  technologię i bardzo często są generalnymi wykonawcami.  Czyli de facto spijają cała ,,śmietankę'' z realizacji tych inwestycji.  

To znaczy, że w ogólnym rozrachunku budżet Unijny nam ,,daje'' żeby zaraz odebrać w postaci wynagrodzenia za różne inwestycje, na które podpisują i realizują  w Polsce?

Tak. I to nakręca im koniunkturę, ponieważ ich firmy drogowe nie mają już co robić na Zachodzie, bo w zasadzie już wszystko zrobiły, więc teraz ,,asfaltują Wschód''.

Ale dlaczego wygrywają przetargi tamte firmy, a nie polskie firmy, co stoi na przeszkodzie?

Obowiązuje unijna ustawa o zamówieniach publicznych i dlatego mamy małe pole manewru, bo jeśli jest wielki kontrakt na 500 mln zł i konieczne jest 10 proc. wadium, to żadna polska firma nie jest w stanie takiego wadium wpłacić.  Mogą je wpłacić tylko zachodnie firmy, więc jak widzimy - nasze pole manewru jest naprawdę niewielkie, bo takie jest prawo europejskie.   

A czy polskie firmy nie mogą uzyskać np. kredytu na wadium czy wspomóc się nim przy wykonaniu danego kontraktu?

A który bank udzieli polskiej firmie takiego kredytu? Przetargi drogowe są na kilkaset milionów złotych każdy, więc te 10 proc. to jest kilkadziesiąt milionów zł na samo wadium, więc to nie jest łatwe, aby taki kredyt dostać. A tam są wielkie konsorcja, które mają udzielane gwarancje na cały rok i bez żadnego problemu.

W sensie rzeczowym w Polsce te inwestycje tu są, ale pieniądze z nich płyną z powrotem tam.

Polska też zaraz stanie się płatnikiem netto?

Jeśli policzylibyśmy wszystko, to już w tej chwili jest równowaga w tym zakresie, bo liczy się wszystko, co musimy zainwestować w energetykę, w energię odnawialną - przecież my wydajemy olbrzymie kwoty na ten cel. Mimo, że budżetowo jesteśmy wciąż ,,biorcą'' z Unii, to jeśli by policzyć wszystkie nasze obowiązki i wydatki wynikające z prawa europejskiego, które musimy sfinansować, w szczególności te klimatyczne - to są olbrzymie obciążenia.

Czy w kwestii wprowadzenia waluty Euro też będzie wywierana presja na Polskę?

Teraz ten trend osłabł, dlatego, że sama strefa Euro nie bardzo wie, co ma robić. Grecja została już w zasadzie spisana na straty, natomiast mamy coraz większy problem w części [strefy Euro- red.] włoskiej i francuskiej.

Czyli dążenia, by wprowadzić u nas Euro są całkowicie nieuzasadnione?

Nie są uzasadnione, bo na tym byśmy wiele stracili.  Nie wchodzi się do walącego się domu. Powinniśmy być jak najdalej od wspólnego pieniądza.

Dziękuję za rozmowę.