Prezydent Francji Emmanuel Macron będzie objeżdżał pod koniec sierpnia kraje Trójmorza, z pominięciem Polski. Można mieć wrażenie, że będzie to ofensywa przeciągania na swoją stronę państw regionu, a przy okazji lobbowanie za szkodzącym Polsce prawem unijnym, dotyczącym tzw. stawek minimalnych m. in. dla polskich pracowników oddelegowanych do pracy w Unii.

Macron spotka się z z kanclerzem Austrii Christianem Kernem, z premierami Czech i Słowacji - Bohuslavem Sobotką i Robertem Fico, z prezydentem Rumunii Klausem Iohannisem i premierem Mihai Tudose oraz z prezydentem i premierem Bułgarii - Rumenem Radewem i Bojko Borysowem. 

Luiza Dołegowska, fronda.pl: Co Pan sądzi o planach prezydenta Macrona i lobbowaniu w krajach Trójmorza za nową dyrektywą europejską, niekorzystną dla Polski?

Zbigniew Kuźmiuk, europoseł (PiS):Być może prezydent Macron będzie próbował przekonywać, że to jest także w interesie krajów, które w tej sprawie protestują. Co więcej, do krajów Europy środkowej, wschodniej i południowej dołączyła jeszcze Dania, która była uczestnikiem procedury ,,żółtej kartki'' jeszcze  w tamtym roku. Wcześniej parlamenty tych krajów sprzeciwiły się tej dyrektywie unijnej, niestety Komisja Europejska po pewnym wahaniu zdecydowała się tę propozycje, zatrzymaną w ubiegłym roku, jeszcze raz zgłosić i procedować dalej.

Oczywistym jest, że to jest w interesie wielkich krajów, w szczególności Francji,  Niemiec i pewnie Włoch, ponieważ ich przedsiębiorstwa -  głównie usługowe - w zetknięciu z przedsiębiorstwami usługowymi z krajów byłej Europy Środkowo-Wschodniej wyraźnie przegrywają. Moim zdaniem trzeba do tego podejść naprawdę spokojnie. Mam nadzieję, że te kraje rozumieją, co to są ich narodowe interesy i na czym polega narodowy interes Francji, i że nie dadzą się tak łatwo przekupić i ograć, przy pomocy ,,zestawu perkalu i koralików''.

Czy kraje, które odwiedzi Macron mają świadomość, że gra toczy się, z pominięciem Polski, o utrącenie rentowności polskich firm, które z racji swojego zaangażowania - choćby w specycję - straciłyby najwięcej, więc gdzie tu mowa o równej prędkosci wszystkich krajów Unii?

Świadomość w Europie narasta. Poważna dyskusja rozpocznie się dopiero po rozstrzygnięciu wyborów niemieckich. Wiemy już jak najprawdopodobniej te wybory się rozstrzygną. Pewną niewiadomą tylko jest, kto będzie koalicjantem niemieckiej Chadecji, wszystko wskazuje na to, że nie będą to już socjaliści, co z naszego punktu widzenia jest rozwiązaniem dobrym. I wtedy na poważnie, w świetle toczących się rozmów brexitowych, musi się odbyć dyskusja o rozkładzie interesów w Unii Europejskiej.

Myślę, że Polska, Węgry, że cała Grupa Wyszehradzka są do takiej dyskusji gotowe. W oczywisty sposób musimy wrócić do sedna integracji unijnej, to znaczy tych czterech wolności: swobody przepływu towarów, usług, ludzi i kapitału. Na tym oparty był sukces integracji. I powiedzmy sobie wprost: otwarcie w pełni krajów Europy Środkowo-Wschodniej, tych nowych, przyjętych w 2004-2007 roku, dało nieprawdopodobne fory gospodarkom zachodnim. Jeszcze wcześniej ten okres przedakcesyjny był dosyć specyficzny, dla każdego kraju trochę inny, m.in. asymetryczne otwieranie rynków, a już w szczególności po członkostwie.

Te kraje zachodnie, mające bardzo prężne gospodarki i wydolne przedsiębiorstwa, bardzo dużo na tym zyskały i ciągle zyskują.

Teraz,  kiedy pojawia się powoli taka szansa, że w obszarze usług bardziej ekspansywne są firmy z Europy Środkowo-Wschodniej i one mogą zyskiwać, to na Zachodzie pojawia się blokada i różne pomysły - oczywiście nie wprost - że „dumping”, że „przywileje socjalne” i przy pomocy takich słów, czy stwierdzeń-wytrychów, próbuje się tę swobodę poważnie ograniczyć.

Mamy przecież polską panią komisarz, czy ona tego nie dostrzega?

Mówiąc szczerze, bardzo dziwię się pani komisarz Bieńkowskiej, co by potwierdzało to, co dzieje się w tej sprawie, i jej bardzo, bardzo słabą pozycję w komisji. To ona jest odpowiedzialna za rynek wewnętrzny, a tego typu ograniczenia, a wcześniej płace minimalne. Mówimy dziś o pracownikach delegowanych, ale parę lat wcześniej zaczęło się płacami minimalnymi, najpierw Niemcy, później Francuzi- przecież ona to obserwowała, a było to godzenie w rynek wewnętrzny.

Zamiast znoszenia barier, ograniczania barier, jeżeli chodzi o przepływ usług, ona tolerowała wprowadzanie tych barier. Zarówno płace minimalne, jak i proponowane teraz rozwiązanie, jest ewidentnym ograniczeniem rynku wewnętrznego.

Ja nie słyszę w tej sprawie głosu pani komisarz Bieńkowskiej w sprawie tej dyrektywy, w sytuacji kiedy ona zasiada w komisji- a powinna po prostu zachowywać się jak Rejtan: drzeć koszulę, kłaść się w przejściach i nie pozwolić, żeby z tej komisji wyszedł taki dokument, godzący w tę swobodę. 

Wracając do meritum - myślę, że czeka nas teraz poważna debata po rozstrzygnięciu wyborów niemieckich. I mam nadzieję, że także na Zachodzie oni to rozumieją. To im dawało i daje duże korzyści, ale musi być tak, że te kraje na dorobku też z tego członkostwa i z tych swobód osiągają określone korzyści. To nie może być ruch jednostronny.

Wspomniał Pan o pani Bieńkowskiej - wydawać się może, że pani komisarz nie będzie za Polskę ,,darła koszuli'' i walczyła jak Rejtan, bo chyba tę ,,koszulę'' mają jedną, wspólną, razem z panem Donaldem Tuskiem?

No tak, ale w sytuacji, kiedy posłowie Platformy kierowali jakieś zarzuty pod adresem polskiego rządu, że jest mało aktywny, że nie wykorzystuje europosłów - to od razu pojawia się pytanie: jak Platforma wykorzystuje swoją panią komisarz, swoją ,,krew z krwi''?Natomiast odnośnie ,,objazdu'' Macrona - on musi trochę poczekać na panią Merkel, która pewnie uzyska nowy mandat. Wtedy dla Niemców i Francuzów powinno być jasne, że jeśli ten twór ma przetrwać, to muszą zmienić strategię, a dla Francji on jest potrzebny jak powietrze, bo Francja stoi - moim zdaniem - przed gigantycznym kryzysem. Nadzieje pokładane w Macronie były olbrzymie, on zresztą zapowiada, że będzie działał przy pomocy dekretów na rynku pracy, więc zobaczymy, jak mu to pójdzie.

Zamiast wciąż nas straszyć sankcjami, utrudnieniami, stawkami minimalnymi, unijne kraje zachodnie powinny raczej nas hołubić, w końcu czerpią z nas wielkie zyski?

Bez obecności w Unii Europejskiej, bez tego 500-milionowego rynku zbytu, gospodarka francuska ,,leży i kwiczy'', ale nie może być tak, że my będziemy się kłaniali Francji nie uzyskując nic w zamian. Kiedy byliśmy w okresie akcesyjnym, byliśmy trochę w pozycji proszącego, ale teraz jesteśmy równoprawnym krajem, kładziemy interesy na stół, Niemcy kładą swoje interesy na stół i rozmawiamy. Polityka w tym wspólnym organiżmie unijnym musi być grą zysków i strat, ale dobrze by było, żeby jedna strona nie miała samych zysków, a druga - samych strat.

Powinno być stosowane to amerykańskie podejście nowego prezydenta USA, Donalda Trumpa, gdzie obydwie strony muszą być zwycięzcami.

Czy uwzględniając nierównowagę pensji jakie są w Europie Zachodniej i wysokość pensji w krajach takich jak Polska, lobbowanie Macrona za oplacaniem oddelegowanych pracowników zgodnie z zachodnimi standardami, może być w efekcie dla Polski skrajnie niekorzystne?

Jeśli mamy tak się ,,zacząć bawić'' i w tym duchu działać, to niech oni w Kauflandzie czy w Lidlu albo w Auchan płacą takie same pieniądze pracownikom tu zatrudnionym, jak w Niemczech i we Francji. Niech płacą ludziom we wszystkich firmach i instytucjach, które tu, u nas mają, takie pensje jak u siebie.

Czeka nas naprawdę poważną dyskusję i jestem głęboko przekonany, że ona już późną jesienią tego roku musi się zacząć. Jeśli Unia ma przetrwać, to rozwiązaniem jest uporządkowanie tych spraw, albo inaczej pójdziemy w rozsypkę, i na pewno nie dlatego, że ,,Kaczyński rządzi w Polsce'' - jak podpowiada Platforma.

Dziękuję za rozmowę.