Patologia konsumpcjonizmu sięga Warszawy. Od kilku dni pod jednym sklepów koczują wyglądających na bezdomnych młodzi ludzie, którzy żebrzą o to… aby kupić modne trampki!

Czy para trampek może dać życie, poczucie własnej wartości i być pierwszoplanowym obiektem pożądania? Okazuje się, że tego typu pustka duchowa, którą próbuje się zagłuszyć wyrafinowaną konsumpcją, jest już niestety codziennością w naszym kraju.

Oto grupa bogatej młodzieży od kilku dni okupuje jedną z warszawskich ulic, aby kupić trampki popularnej firmy, zaprojektowanej przez znanego muzyka i projektanta. Powodem konsumpcyjnego szału jest wypuszczenie serii w limitowanej edycji. Tylko niewielu „szczęśliwców” będzie się mogło pochwalić zakupem tego towaru.

Jak wielką cenę można zapłacić za chęć bycia wyjątkowym, podobania się, akceptacji, a pewnie także wzbudzania zazdrości, zawiści i podziwu, można było przekonać się podczas ostatnich kilku dni. Przed sklepem ustawiła się kolejka koczowników, rodem z pierwszych lat III RP, gdy inwestorzy czekali godzinami na przydział akcji prywatyzowanych przedsiębiorstw państwowych.

Tutaj klimat jest jednak inny. Koczują lemingi – zamożni, wykształceni, z dużego miasta. Ich cel jest jeden – zbawić się poprzez trampki. Są gotowi do wielu poświęceń. Obsługa sklepu co jakiś czas sprawdza obecność na liście kolejkowej, łaskawie zezwalając na oddalenie się o5 mi korzystanie z toalety. Czuwanie trwa całą dobę.

Jest zima, ferie, przerwa między semestrami, dlaczego kolejkowicze dla jakiego celu kolejkowicze znoszą takie upokorzenia? Jest to już patologia konsumpcjonizmu. Przekonanie, że jakiś przedmiot może mnie zbawić w sensie czysto ludzkim, że posiadanie może nadać sens memu życiu, że uczyni mnie szczęśliwszym.

Przypomnijmy – chodzi o parę trampek. Jeśli młodzi Polacy uwierzyli, że szczęście może im zapewnić para butów, oznacza to, że procesy sekularyzacji i dechrystianizacji w naszym kraju osiągnęły już apogeum. Gdy wiarę w Boga, zastępuję wiara w idoli, nie wróży to nic dobrego na przyszłość…

Tomasz Teluk