Żakowski ma jednak kaca jako dziennikarz, bo – i tu nie sposób się z nim nie zgodzić - „media powszechnie dezinformowały ludzi o tym, co się stało”. - W sensie wydarzeń. Zadziwiające, że próbuje się budować symetrię między zatrzymanymi działaczami z Niemiec a tabunami rozszalałych polskich bandytów – wyznaje dziennikarz.

 

- Wygląda na to, że Niemcy z Antify zostali napadnięci i zatrzymani na długo przed demonstracją. Na swoich stronach kibice Śląska Wrocław opisują, że wysiedli w okolicach Nowego Światu, zobaczyli niemieckich antyfaszystów i ich napadli. Piszą to z dumą. Trudno mieć do Niemców pretensję, że zostali napadnięci. Nie jestem kibolem, ale nie mam powodu nie ufać relacjom kiboli – przyznaje z rozbrajającą szczerością Żakowski.

 

- Sami antifowcy mówią, że w zamieszaniu ktoś z grupy rekonstrukcyjnej uderzył kogoś kolbą... Pierwsze relacje mediów były zaś takie, że "Niemcy napadli polskich rekonstruktorów". Stawianie na równi kilkudziesięciu zatrzymanych Niemców i tysięcy polskich chuliganów jest niepoważne. Polska Antifa uchroniła zaś pokojowy wiec przed masakrą ze strony kiboli. I wypadałoby im podziękować. Policja nie ma do nich uwag, byli zdyscyplinowani i spokojni – dodaje publicysta.

 

Żakowski nie widzi też żadnej roli „Gazety Wyborczej” i podobnych jej mediów, które szeroko reklamując „blokadę” Marszu, doprowadziły do takiej mobilizacji kibiców. - Jarosław Kaczyński nie mówił o kibolach terroryzujących miasto. Mówił o Niemcach, a oni nie zdążyli nic zrobić. Może wcale nie chcieli? Władze nie zauważają rosnącego problemu. Niestety, nie chcą zauważać też media. Pan by wolał, żeby taki brunatny pochód, jak trzy lata temu, przeszedł przez Warszawę, demolując miasto bez żadnego sprzeciwu? - pyta dziennikarz.

 

eMBe/Se.pl