Jednym z twierdzeń przytaczanych przez aborcjonistów na obronę zabijania dzieci jest twierdzenie, jakoby aborcja pozwalała chronić życie kobiet i wpływała na zmniejszenie śmiertelności wśród matek. Przykład z Chile pokazuje, że jest dokładnie odwrotnie. W 1989 roku zakazano w tym kraju mordowania nienarodzonych. Zarazem zadbano o lepszą opiekę zdrowotną nad matkami. Teraz zabija się znacznie mniej dzieci niż kiedyś i jednocześnie umiera mniej matek.

Jeszcze w 1989 roku w Chile umierało przy porodzie  41,3 na 100 000 kobiet. Dziś to 12,7 na 100 000. To oznacza spadek o niemal 70 proc. w ciągu 25 lat. Co więcej, w Chile umiera przy porodzie mniej matek niż w Stanach Zjednoczonych, gdzie aborcja jest powszechnie dostępna.

Według autora badania analizującego te dane, prof. Elarda Kocha, bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na spadek śmiertelności wśród matek jest odpowiednia edukacja. Kobiety wiedzą teraz więcej o możliwościach, jakie daje im system zdrowotny. To wpływa na lepsze radzenie sobie z kłopotami w czasie ciąży i łatwością pozyskiwania fachowej opieki przy porodzie.

Od 1989 roku spadła też liczba nielegalnych aborcji. Według chilijskiego ministerstwa zdrowia od 2001 roku notuje się 2 proc. mniej aborcji. Większość przypadków, w których giną dzieci, jest spowodowana strachem lub naciskiem ze strony innych osób. Oba te czynniki odpowiadają za około 70 proc. nielegalnych aborcji.

Przykład Chile pokazuje więc jasno: o tym, czy matka przeżyje poród, nie decyduje wcale umożliwienie jej zabijania dziecka. Liczy się po prostu fachowa opieka medyczna i dobra edukacja. W ten sposób upada kolejny mit aborcjonistów, którym powoli zostaje wyłącznie naga, obrzydliwa prawda: chęć nieskrępowanego zabijania dzieci w imię wygody – i pieniędzy. 

pac/kath.net