Marta Brzezińska-Waleszczyk: Trwa burza o zakaz handlu w niedziele. Oponenci wprowadzenia takiego rozwiązania pytają, sprowadzając problem ad absurdum, czy politycy zakażą także chorowania w niedziele. Jak to jest z tą pracą w „dzień święty”?

Marcin Radomski OFM Cap: Szczerze mówiąc, boję się wszystkich takich akcji, które mają na celu zakazywanie czegoś. Jednoznaczne zakazywanie ma zawsze odwrotne skutki. Bardziej potrzebna jest moim zdaniem formacja i skupienie się na ludziach, którzy pracują, a nie muszą czy też nie powinni. Strażak, policjant, służba medyczna – wiadomo, że ci ludzie muszą pracować także w niedziele i święta. O co dokładnie chodzi w tej batalii? Uogólnianie sprawia, że dochodzimy do skrajności i to wcale nie ma dobrych efektów.

Skupmy się zatem na samym zakazie handlu. Przecież też zaraz znajdą się ludzie, którzy powiedzą, że w tygodniu pracują od rana do wieczora i na zakupy zostaje im tylko niedziela?

Takie sytuacje też się zdarzają. Dlatego osobiście jestem zwolennikiem raczej profilaktyki, niż wprowadzania zakazów. Formowania ludzi. Trzeba jednak pamiętać, że często w tych supermarketach ludzie pracują ponad swoje siły. Bardzo często na umowy o dzieło. Ponoszą odpowiedzialność materialną. To jest bardzo wrażliwa sprawa społeczna. Tym trzeba się zainteresować, bo tu dochodzi do grzechów wołających o pomstę do nieba. Człowiek „na kasie”, ponoszący odpowiedzialność finansową, spełnia także w pewnym sensie rolę ochroniarza. Jeśli ktoś ukradnie towar, to równowartość jest mu potrącana z pensji. A kiedy to mu się nie podoba, to pracodawca go zwalnia, bo na jego miejsce czeka rzesza ludzi. Jeśli zakaz handlu miałby na celu ochronę tych ludzi, to rozumiem. W tym momencie byłoby to jedyne wyjście, aby mieli oni jakiś dzień odpoczynku. Ale system nakazów i zakazów powoduje zawsze to, że rozwija się tzw. szara strefa. Zacznie kwitnąć inna forma handlu.

Zakaz handlu w niedziele spodobałby się Kościołowi?

Kościół też tak jednoznacznie nie potępia – zakaz handlu w niedziele i kropka. Mówi o powstrzymywaniu się od prac niekoniecznych. Jeżeli ja mam do wyboru, zakupy w piątek, sobotę albo niedzielę i wybieram niedzielę, to tu jest coś nie tak. A jeżeli ktoś z siedmiu dni ma do wyboru tylko niedzielę, to przecież nie ma wyboru. Z tego względu zakazywanie wydaje się być dość ryzykowne podejście. Dlatego uwagę posłów zwróciłbym raczej na systemy tworzenia nowych supermarketów, na opodatkowania. Posłowie czegoś zakażą, a to może spowodować jeszcze większy wyzysk, bo sklepy będą musiały to sobie „odbić”. Trzeba spojrzeć na problem perspektywicznie – co spowoduje zakaz?

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk