Tylko w tym roku dopalaczami zatruło się 2 tys. osób. W roku ubiegłym takich przypadków było trzykrotnie mniej, bo 700. - To znaczący wzrost. Najwięcej podejrzeń zatruć dopalaczami było w województwie śląskim, warmińsko-mazurskim i łódzkim - podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą” dyr. Tomasz Białas  z Głównego Inspektoratu Sanitarnego.

Po dopalacze sięgają ludzie w różnym, najczęściej młodzież, w tym studenci. Zdarza się, że sięgają po nie 13 - latkowie, najstarsza osoba z objawami zatrucia to 58 -letni mężczyzna.

Dzięki zmasowanej akcji policji i służb sanitarnych z 2010 r. znacznie ograniczono sprzedaż dopalaczy. Zamknięto 1,4 tys. sklepów stacjonarnych. O sukcesie jednak nie można mówić, bo środki psychoaktywne można bez problemu kupić w sklepach internetowych, zakładanych na serwerach zagranicznych lub spod lady w tzw. sklepach kolekcjonerskich.

- Zagłębiem dopalaczowym wciąż jest łódzkie - co przekłada się na liczbę zatruć. W tym roku było ich tam pół tysiąca, czyli co czwarte w kraju - pisze „Rz”.

Dopalacze u osób sięgających po te środki wywołują zupełnie nieprzewidywalne reakcje. - Pacjenci bywają zwierzęco agresywni, demolują pomieszczenia. W Słupsku mężczyzna po dopalaczu zabił ciotkę nożem i nic nie pamięta – mówi Tomasz Białas. To dlatego, że substancje zawarte w dopalaczach mogą być nawet kilkaset razy bardziej toksyczne niż narkotyki.

- Dodanie jednej kropli może wywołać euforię, ale druga może już zabić - przestrzega rozmówca „Rz”.

Rozwiązaniem problemu bynajmniej nie aktualizowanie listy zakazanych substancji, ponieważ skład dopalaczy ciągle się zmienia. 

W Wielkiej Brytanii czy we  Francji stosuje się ponadstandardowe rozwiązania. Tam wymiana jednego ze składników preparatu nie powoduje, że dopalacz staje się legalny.

ed/Rzeczpospolita