Jak informuje „Nasz Dziennik” komisja Millera na miejsce katastrofy samolotu Tu-154M kzabrała ze sobą wideoendoskopy firmy GE oraz Olympus z funkcjami pomiarowymi i rejestracji obrazów. Jednak specjaliści komisji – jak poinformował „ND” zespół ds. wyjaśniania przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej kierowany przez dr. Macieja Laska – nie zdecydowali się na ich użycie. Dlaczego? Ze względu na „znaczne uszkodzenie elementów traktu gazowego silnika przez ciała obce”, jak fragmenty drzew (gałęzie) oraz ich „zabrudzenie przez błoto zassane do silników”. W badaniu przeszkadzała też dekompozycja i deformacja elementów silników spowodowana zderzeniem z ziemią.

Diagnostyka z wykorzystaniem aparatury endoskopowej wymaga istnienia specyficznych warunków do wykonywania takich badań, które określają producenci aparatury badawczej. Uznano, że jeżeli zajdzie taka potrzeba, bardziej zasadne będzie przeprowadzenie komisyjnego demontażu silnika/silników – tłumaczy zespół dr. Laska.

Jak dodaje „ND” na rozważaniach stanęło, bo w trakcie oględzin silników na miejscu katastrofy i później w miejscu ich składowania, po dokonaniu analizy dokumentacji oraz zapisów czarnych skrzynek zdecydowano, że dalsze badanie jest zbędne. 

Ab/Nasz Dziennik